Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

wtorek, 30 sierpnia 2022

Friendly reminder: Słowo “czarny/a” jest neutralne.

 Być może znacie twierdzenie, że nazywanie osób czarnoskórych “czarnymi” jest obraźliwe. Być może wy też tak sądzicie. Pomyślałam, że dam sobie spokój z perspektywą osoby, która słowa “czarny/a” używa od lat - i postaram się napisać o wszystkim na spokojnie. Bez osądzania czyjegokolwiek toku myślowego.

Jestem sobie w stanie wyobrazić, skąd wzięło się to założenie. “Czarny” brzmi podobnie do “cz***uch”. Ale to nie jest dowód na cokolwiek. Sądzę, że zamiast zastanawiać się nad tym, z jakimi slurami kojarzy nam się ten przymiotnik, lepiej spojrzeć na niego w kontekście innych przymiotników. Czarny. Biały. Czy nazywanie białymi was obraża? Nie? Skoro przymiotnik “biały” nie jest obraźliwy, to dlaczego ma nim być przymiotnik “czarny”?

Co najważniejsze: czarnoskóre osoby z Polski od lat wskazują, że słowo “czarny” to jedno z neutralnych, w pełni akceptowalnych określeń. Czarne Polki i Polacy to słowo akceptują. Słowo, które ich dotyczy. Osoby z zewnątrz powinny to uszanować. I tyle.

Co więcej, językoznawcy i językoznawczynie zajmujący się kwestiami dyskryminacji i postkolonializmu w języku również twierdzą, że jest to neutralne słowo. I że jest to jeden z kilku sposobów, aby o osobach czarnoskórych mówić neutralnie. Inne przymiotniki to między innymi właśnie “czarnoskóry/a”, “ciemnoskóry/a”. A wiele osób sądzi, że najlepiej nie podkreślać czyjegoś koloru skóry, kiedy nie jest on istotny. 

Zalecenia, aby o danej osobie mówić raczej po “narodowości”, a nie odnosząc się do jej koloru skóry, nie są uniwersalne dla każdego języka. W języku angielskim “Black” to tożsamość - i dlatego tak często pisze się to słowo z dużej litery (co można robić i po polsku). Używa się go też powszechniej niż np. określenia “African-American”.

Źródła:

Margaret Ohia-Nowak, “Słowo «M*rzyn» jako perlokucyjny akt mowy”

“Przegląd humanistyczny” nr 5 (446) 

wtorek, 23 sierpnia 2022

Teorie spiskowe o znanych postaciach ukrywających niebiałych przodków nie grożą upadkiem cywilizacji.

... Ale warto przypatrzeć się im na spokojnie.

Być może znacie teorie spiskowe dotyczące tego, że znane postaci historyczne - np. Kleopatra albo Beethoven - w rzeczywistości nie były białe. Wokół takich teorii narosło też wiele mitów. Wbrew pozorom te hipotezy nie są współczesnym wymysłem - spekulacje odnośnie Kleopatry i jej - być może - nubijskiego pochodzenia pojawiają się już w książce “Race and Sex” z lat czterdziestych. Tak samo twierdzenie, że tego typu teorie powstają, bo Czarni nie mieli swoich kompozytorów czy królowych, jest zwyczajnie nieprawdziwe. Z drugiej strony, trudno uwierzyć, by “afrykańskie rysy” ujawniły się u królowej Charlotte po piętnastu pokoleniach. A i w całym dyskursie brakuje świadomości, że jeśli faktycznie część z tych postaci ukrywała Czarnych przodków, to jest to smutniejsze, niż myślimy, i replikuje kolonialne mechanizmy, a nie je obala.

Teoria o Czarnej Kleopatrze to nie jest przejaw afrocentryzmu - wręcz przeciwnie. 

Ta teoria świadczy raczej o tym, jak bardzo europocentryczne jest nasze myślenie. Kleopatra, poprzez swoje związki z Rzymem, stała się popularną - i orientalizowaną - postacią w tzw. świecie Zachodu. Z drugiej strony, Czarne cywilizacje - takie, jak Nubia i Aksum - były przez wieki marginalizowane, a postaci ważne dla tych państw - jak nubijska królowa Amanitore - pozostają nieznane. Dlatego, gdy ludzie szukają Czarnych królowych w starożytności, do głowy przychodzi im Kleopatra - jakby nie było, nadal nie wiemy, kim była jej matka. Dodatkowo, często zapomina się, że Kleopatra ani nie była rdzenną Egipcjanką, ani się nią nie czuła - pochodziła z greckiej dynastii Ptolemeuszy. 

Niektóre egipskie królowe, biorąc pod uwagę obecność nubijskiej mniejszości, na pewno były czarnoskóre. Jednak Kleopatra prawdopodobnie nie była jedną z nich.

Zamiast śmiać się z teorii o Czarnym Beethovenie, lepiej prześledzić jej historię i źródła! 

Wbrew obiegowym opiniom, teorie o znanych postaciach, które ukrywały Czarnych przodków, to NIE JEST współczesny wymysł. Hipotezę, że Beethoven miał mieszane pochodzenie rasowe, wysunął już Samuel Coleridge-Taylor, zmarły w 1912 niebiały kompozytor z Wielkiej Brytanii. Afroamerykańscy historycy pisali o tym w latach czterdziestych, a Malcolm X głosił tę opinię w latach sześćdziesiątych. 

Czy ta teoria znajduje potwierdzenie w sięgającej średniowiecza genealogii kompozytora? Prawdopodobnie nie. Czy jednak Afroamerykanie i Afrobrytyjczycy wzięli ją z kosmosu? Bynajmniej! 

Biorąc pod uwagę, że za życia przezywano Beethovena Maurem czy Hiszpanem, a jego cerę opisywano jako śniadą, dla osób koloru takie opisy musiały być bardzo sugestywne. Dlaczego? Chociażby dlatego, że Afroamerykanie podający się za białych tłumaczyli np. ciemną cerę hiszpańskimi przodkami.

Nie, nikt nie dopisałx królowej Charlotte Czarnych przodków “z okazji” ślubu księcia Harry'ego. 

Teoria na temat tego, że brytyjska królowa Charlotte Mecklenburg-Strelitz (1744-1818) miała w trzynastym wieku czarnoskórą przodkinię Madraganę, pojawiła się m.in. w artykule historyka Mario Valdesa y Cocom z... 1997 roku (https://www.pbs.org/wgbh/pages/frontline/shows/secret/famous/royalfamily.html). 

Prawdą jest, że wydaje się mało prawdopodobne, aby u królowej afrykańskie rysy ujawniły się po pięciuset latach. Poza tym, informacje o tym, że Madragana była (czarnoskórą) Maurką, pojawiają się dopiero w szesnastym wieku. Nie jest to jednak powód, aby oskarżać twórczynie serialu “Bridgerton” o blackwashing albo naśmiewać się z Czarnych Brytyjczyków, którzy po prostu szukają swoich postaci. 

Spekulacje na temat Charlotte nie są problemem. Problemem jest to, że za mało rozmawiamy o Czarnych postaciach z brytyjskiej historii - o Dido Elizabeth Belle, o Mary Seacole, o George'u Bridgetowerze czy o Ignatiusie Sancho.

Hamilton i uprzedzenia (?) historyków

Ron Chernow w wydanej w 2004 roku biografii Alexandra Hamiltona argumentuje, że nieślubne pochodzenie amerykańskiego polityka nie świadczy zaraz o mieszanym pochodzeniu rasowym - ponieważ Rachel Faucette, matka Hamiltona, figurowała we wszystkich dokumentach jako biała. Biograf może jednak zapominać o zjawisku whitepassingu - uchodzenia za osobę białą. Zwłaszcza, że genealogia Rachel Faucette od strony matki nie została dokładnie zbadana. Może przyznanie, że Hamilton mógł mieć jakichś Czarnych przodków, jest niewygodne? Tak samo, jak przypuszczenia, że on i John Laurens byli kochankami? 

Oczywiście braki w genealogii Hamiltona nie mogą być dowodem na to, że miał czarnoskórych przodków. Ale też - inaczej niż w przypadku Kleopatry czy Beethovena - mamy tutaj bardzo konkretne tropy.

Źródła:

Ron Chernow, “Alexander Hamilton”

https://www.theguardian.com/world/2009/mar/12/race-monarchy

https://talesoftimesforgotten.com/2020/01/08/what-did-cleopatra-really-look-like/

https://www.smithsonianmag.com/smart-news/was-beethoven-black-and-why-might-be-wrong-question-ask-180975159/

https://www.pbs.org/wgbh/pages/frontline/shows/secret/famous/royalfamily.html

wtorek, 16 sierpnia 2022

Biały przywilej istnieje

Na początek - kilka uściśleń. Nie, w dyskursie o białym przywileju nie chodzi o to, że białe osoby są złe. Nie chodzi też o to, że np. biała ekspedientka jest jakoś uprzywilejowana w porównaniu ze sławną czarnoskórą piosenkarką. Pojęcie przywileju odnosi się raczej do tego, w jakich obszarach życia może być ci łatwiej bez względu na to, czy sobie na to zasłużył_ś. W tym poście będę rozpatrywać tę kwestię przede wszystkim w kontekście Stanów Zjednoczonych.


No i tak. To w sumie urocze, gdy taki wysryw pojawia się pod twoim instagramowym postem, który nie ma nic wspólnego ze współczesnością, tylko z powieścią “Absalomie, Absalomie” z 1936. Postaram się odnieść do tego wszystkiego - pomijając oczywiście sensacyjne doniesienia o tym, jakoby białych pracowników gdzieś zwalniano by zatrudnić czarnych.

Zacznijmy od tego, że bonusy na amerykańskich uniwersytetach mają inny cel niż PRL-owskie punkty za pochodzenie. A skąd w ogóle te dodatkowe punkty? Może po to, by wyrównać szanse, skoro afroamerykańskie szkoły są zazwyczaj gorzej opłacane, a przeciętny Afroamerykanin jest biedniejszy od przeciętnego białego Amerykanina? Chodzi o tzw. generational wealth, bogactwo gromadzone przez pokolenia. Afroamerykanie z wielu przyczyn historycznych i społecznych mają go mniej.

Źródło: https://www.brookings.edu/blog/up-front/2020/02/27/examining-the-black-white-wealth-gap/

Nie wspominając o tym, że nie wiem, czy bonusy punktowe i parytety w wybranych firmach to naprawdę taki przywilej, skoro Afroamerykanie nadal są częściej i surowiej karani od białych za TE SAME przestępstwa. Podobnie poziom przestępczości w USA wśród niezamożnych białych i niezamożnych Afroamerykanów jest mniej więcej ten sam, ale to Afroamerykanie częściej trafiają do więzień. O wybiórczej, nakierowanej rasowo brutalności policji już nie wspominając. To są te przywileje dla Czarnych w USA? 

Co do popkultury... Po pierwsze, zatrudnianie aktorów i aktorek PoC w rolach białych postaci historycznych nadal dotyczy bardziej UK niż USA. Po drugie... Jeśli to ma być zmienianie historii, to równie dobrze o to samo można oskarżyć niezliczone produkcje z białymi Anglosasami i Irlandczykami w rolach starożytnych Rzymian i Greków. Jeśli nie rozumiecie tej analogii: np. Starożytni Rzymianie uważali, że różnią się odcieniem skóry i wyglądem zarówno od czarnoskórych Etiopów, jak i od bladych mieszkańców Europy Północnej. Nikt wtedy nie myślał o rasie. O ludziach myślano w bardziej regionalnych kategoriach. A skoro rekonstrukcja dawnych sposobów myślenia i trzymanie się “prawdy historycznej” jest takie ważne dla przeciwników “neomarksistowskiego prania mózgów”, to warto wziąć pod uwagę chociażby i ten kontekst.


Źródła:

Kwestie ekonomiczne: 

https://www.brookings.edu/blog/up-front/2020/02/27/examining-the-black-white-wealth-gap/

Poziom przestępczości oraz karalność: 

“The Scale of Misdemeanor Justice”, Megan T. Stevenson, Sandra G. Mayson

“Race and Wrongful Convictions in the United States”, Samuel R. Gross, Maurice Possley, Klara Stephens

Wideoeseje:

Contrapoints, “America: Still Racist” 

T1J, “No, poverty doesn't explain police racism” 

wtorek, 9 sierpnia 2022

Echa pańszczyzny w “Nocach i dniach”

 Na terenach zaboru rosyjskiego pańszczyznę zniesiono w 1864 roku. “Noce i dnie” zaczynają się w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku, a wiele postaci powieści nadal pamięta pańszczyznę, nie wspominając o tym, że klasistowskie zależności wciąż mają znaczenie w uniwersum tej książki. W tym poście postaram się sprawdzić, jak wszystkie te aspekty ujmowała Maria Dąbrowska.

“Pani Barbara usiłowała Ludwiczce [chłopce, która pamiętała czasy pańszczyzny] zagadnienia społeczne tłumaczyć po swojemu (...). 

- Prawdziwi, jak się należy, panowie nie bili i dawno już znieśli pańszczyznę. U mojego dziadka w Iwanowicach i w Barłogach ludzie nie robili pańszczyzny, tylko płacili z morga i nikt nie miał prawa ich bić.”


Noce i dnie, str. 93

 

 “Pan Wojciech [Krępski, Bogumił Niechcic pracował dla niego przed Serbinowem] nie wierzył w to, że wszystko, co ludzie uważają za postęp, jest dobre, ale miał umysł dość otwarty, potrafił znaleźć ziarno pożyteczne dla swoich religijnych poglądów także i w świeckim postępowym pojmowaniu rzeczy. I gdy powstały nowe prądy (...) doszedł do przekonania, że chłopi staną się lepszymi chrześcijanami, gdy będą mogli swe obowiązki spełniać jako ludzie odpowiedzialni i wolni.”


Noce i dnie, str. 130-31

 Maria Dąbrowska pisała z perspektywy osoby, która była córką wiejskiego rządcy o szlacheckich korzeniach (oparła losy Barbary i Bogumiła na historii swoich rodziców). Opisywała życie rolników jako ktoś z zewnątrz. To nie sprawiało jednak, że wychodziła z założenia, że koniec pańszczyzny oznaczał koniec ubóstwa i klasizmu na wsi. Wręcz przeciwnie, jej powieść nieustannie przypomina o nierównościach społecznych: mieszkańcy Serbinowa żyją w biedzie, a pomocnicy Niechcica z chłopskich rodzin dążą do awansu społecznego, który nadal jest wyjątkiem.

“Nękało ją też upokarzające poczucie, że mieszka we dworze, kształci się i tym podobnie tylko na mocy odwiecznego, niepojętego w swej trwałości oszustwa. Cokolwiek mogłaby dla tych ludzi zrobić, zdawało jej się dobrodziejstwem złodzieja, udzielającemu wyzutemu z dziedzictwa bratu okruchów ukradzionego mu skarbu.”

wtorek, 2 sierpnia 2022

Do kogo należy historia?

 Historia. Kiedy już samo słowo wskazuje, że chodzi nie tylko o przeszłość, ale i o narrację. Historia jest narracją, jest wieloma narracjami, i dobrze widać to w dzisiejszych czasach. Pojawiają się nowe narracje. I z jakiegoś powodu zwolennicy starych zachowują się czasem, jakby te nowe im coś odbierały.

Co zrobić z mainstreamowymi postaciami? Co zrobić z ich pamięcią? Co zrobić z postaciami, które nie zasłużyły na to, że spotkało je zapomnienie? Czy zapomniane historie opowiadać w kontrze, a może jako część większej całości? Czy queerstorie i herstorie to mikrohistoria? Makrohistoria? 

Tutaj nie ma łatwych odpowiedzi. Ale trudno też nie odnieść wrażenia, że to włączanie nowych perspektyw, że ta historia, która należy nie tylko do białych i bogatych, jest odbierana jako zagrożenie przez niektóre osoby. Jakby nowy głos wymazywał stare, jakby odejmował, a nie dodawał. I po co ten strach?

W dużym stopniu nadal żyjemy w nieświadomości. Nieświadomości co do ukrytej historii. Nie wyobrażamy sobie miejsca kobiet czy osób koloru w przeszłości. A jeśli sobie wyobrażamy, to z niepokojem lub zdziwieniem. Przeszłość, od starożytności po lata 50, to safe-space tradycjonalistów, który łatwo naruszyć. Zarówno poprzez ukazywanie historii w sposób eskapistyczny, jak i dystopijny. Reinterpretacja staje się ikonoklazmem. Złamaniem tabu.

Granica tego, co jest ikonoklazmem, a co popkulturowym wyobrażeniem, jest cienka i przebiega wzdłuż linii, które zaczęto ustalać w nowożytności. Białość jest nasza. Czarność to synonim inności. Mężczyźni to sfera publiczna, kobiety to sfera prywatna. Historia jest nasza. Nie ich. A każdy tekst kultury, który próbuje przełamać tę dychotomię, staje się ikonoklazmem. 

I dlatego właśnie potrzebujemy więcej takich ikonoklazmów. Podpowiedź: wcale nie muszą być eskapistyczne jak “Bridgertonowie”. Mogą być też mroczne i wysmakowane jak “Anna Boleyn”. 

“Niewolnica Isaura” i koloryzm

 “Niewolnica Isaura”. Na pewno kojarzycie ją jako znany brazylijski serial (w Brazylii emitowany w latach 1976-1977, w Polsce od 1985). PRL-owski relikt, który był tak popularny, że w czasie emisji pustoszały ulice (allegedly, tak twierdzi moja mama). Ale nie byłabym sobą, gdybym nie nakreśliła wam kontekstu. Otóż w Brazylii niewolnictwo zniesiono jeszcze później, niż w USA, bo w latach osiemdziesiątych XIX wieku. “Niewolnica Isaura” opowiada o okresie poprzedzającym to zniesienie i jest de facto ekranizacją abolicjonistycznej powieści Bernardo Guimarãesa z 1875 roku. Powieść miała podobne założenia, co “Chata wuja Toma”. I jak to bywa z biegiem lat, to, co w swojej epoce było antyrasistowskie, teraz okazuje się problematyczne. Isaurę gra w sumie biała aktorka, prawda? To dziedzictwo powieści, w której podkreślano, jak biało wygląda główna bohaterka, córka białego i niewolnicy o mieszanym pochodzeniu rasowym. Bo najwyraźniej tylko biało wyglądająca niewolnica mogła być dla białych odbiorców kimś, z kim można się utożsamić i komu można współczuć. Znacie ten mechanizm? To oczywiście koloryzm. Im bliżej białości, tym mniej rasizmu. I chociaż konteksty społeczne USA i Brazylii są w wielu kwestiach rozbieżne, to widząc “Niewolnicę Isaurę”, trudno nie mieć smutnych skojarzeń z tym, jak amerykańscy abolicjoniści wykorzystywali wizerunki biało wyglądających dzieci o mieszanym pochodzeniu rasowym (“white slave propaganda”). Tylko że w Brazylii miało to trochę inne źródło. 

Rasizm w USA opiera(ł) się na segregacji. Rasizm w Ameryce Łacińskiej - na założeniu, że społeczeństwa wymieszały się w ciągu wieków i dlatego rasizmu ponoć już nie ma. Taka doktryna była popularna szczególnie w Brazylii: społeczeństwo jest mieszane i dla tego nie warto i nie trzeba dociekać czyjegoś pochodzenia. Dlatego też biali tak często mogą reprezentować uniwersalne doświadczenie w popkulturze. I jak to zwykle bywa, kryją się za tym mechanizmy znane od czasów kolonialnych: jawne wymazywanie Indygennych społeczności i ukryta antyczarność. 

I tak. Postanowiłam zanalizować ten serial poważnie, ponieważ nawet teksty kultury, które wielu osobom kojarzą się z kiczem, mają swój kontekst społeczny i historyczny. Protekcjonalne podejście do latynoamerykańskich seriali to inna sprawa. Może po prostu konsumujemy coś z innego kręgu kulturowego bez świadomości, że właśnie dlatego takie seriale nie mają obowiązku wyglądać jak nasze? Tak. Serio mam chyba teraz taki etap generous read. Popkultura zmienia się powoli w każdym zakątku świata i nie powinno się nikogo zawstydzać za to, że lubi określone teksty kultury z danego regionu. 

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...