Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

poniedziałek, 26 lutego 2024

Świadomość społeczna na temat pańszczyzny zmienia się także w popkulturze.

 Przez wiele lat na krytykę stosunków społecznych na polskiej wsi w czasach pańszczyzny odpowiadano argumentem „skoro w PRL-u krytykowano pańszczyznę, to krytykowanie pańszczyzny jest złe”. Na szczęście w ciągu ostatnich lat wiele osób przestało się nabierać na szantaż moralny pt. „TO KOMUNIS!1!” Pojawiły się też nowe publikacje opisujące życie chłopów pańszczyźnianych (i nie tylko nich). To sprawiło, że nasze myślenie o pańszczyźnie mimo wszystko się zmieniło, a ludowa historia w jakimś stopniu weszła do mainstreamu - i do popkultury.

Nie będę tutaj rozstrzygać, czy serial „1670” jest libkowy czy lewicowy, śmieszny czy nieśmieszny. Chciałabym tylko zwrócić waszą uwagę, że jest to odejście od sienkiewiczowskiego rozumienia siedemnastego wieku. U Sienkiewicza chłopi i mieszczanie się nie liczą, a szlachta to swoje chłopaki (nawet jeśli z wadami). „1670” pokazuje głównie wady - co jest odświeżające po tak popularnym kulcie sarmacji. A „ja się wszystkiego dorobiłem ciężką pracą moich chłopów pańszczyźnianych”? Nawet taka satyra w krzywym zwierciadle ukazuje, z czego brał się szlachecki dobrobyt.  

Mamy też „Kosa”. Film o Kościuszce. O chłopie pańszczyźnianym Ignacu. O Czarnym wyzwoleńcu Domingo. Film o pańszczyźnie i niewolnictwie, który w gruncie rzeczy stawia tezę, że to pańszczyzna była grzechem głównym Pierwszej Rzeczypospolitej. Czy porównywanie kolonialnego niewolnictwa z pańszczyzną jest zasadne? Nie zawsze. Na pewno nie powinno prowadzić do wniosku, że my nie musimy myśleć o rasizmie i z niego się rozliczać, bo SAMI się dosyć nacierpieliśmy. Ale też, moim zdaniem, taki whataboutism to absolutnie nie jest przesłanie tego filmu. 

Zestawienie pańszczyzny i niewolnictwa ma nami wstrząsnąć, pokazać skalę społecznej niesprawiedliwości. Przez tyle lat mówiono nam, że mamy prawo do cierpienia tylko jako naród, jako ofiary najeźdźców. Cierpienie klasowe? Cierpienie, które Polacy zadawali Polakom? To miano przemilczeć. Na szczęście „Kos” na ten temat nie milczy i pokazuje, że skoro nie należy relatywizować niewolnictwa, to nie należy też relatywizować pańszczyzny. Jest to ważniejsze, niż może się wydawać - właśnie dlatego, że utarło się, że nie mamy narzekać na "swoich". Kim jednak byli przez wieki ci swoi, z którymi kolejne pokolenia miały się utożsamiać? Szlachtą. 

Widziałam już różne polemiki z krytyką przemocowego klasizmu w I RP. Że jednostronna. Że to szkalowanie Zamoyskich czy innych Czartoryskich, którzy Tyle Dali Polsce. Że po co przekładać nasz światopogląd na tamte czasy. Oczywiście, krytyka w tym stylu uderza też w rewizjonistyczne teksty kultury, głównie w "1670", no bo wiadomo, jeśli coś jest popularne, to i będą po tym jechać. A wiecie, co jest w tym dobre? Że bezmyślne usprawiedliwianie pańszczyzny powoli odchodzi do lamusa i zostaje tam, gdzie się domyślacie - na łamach różnych "Do Rzeczy" i "Gazet Polskich", według których cierpienie, panie Areczku, to jest dla narodu, a nie dla jakiegoś tam ludu.  

wtorek, 6 lutego 2024

Dla kogo Jane Austen, czyli „Rozważna i romantyczna” od Hallmarku.

 „Rozważna i romantyczna” to pierwsza powieść Jane Austen. Opowiada o siostrach Elinor i Marianne Dashwood, wydziedziczonych szlachciankach, które po śmierci ojca muszą przyzwyczaić się do... No cóż, do niższej stopy życiowej. Elinor jest rozważna, Marianne romantyczna. Jeśli rzeczywiście żyłyby na początku dziewiętnastego wieku, byłyby białymi Angielkami. Czy muszą być też nimi aktorki grające panią i panny Dashwood? A jeśli nie są, to z czego wynika to na gruncie amerykańskim?

Tak, mówimy o gruncie amerykańskim, gdyż amerykańska jest stacja Hallmark. Popularny dzięki filmom telewizyjnym skierowanym do kobiet, jest to w rzeczywistości kanał dość konserwatywny, który często krytykowano za skupianie się prawie tylko na białych postaciach. W tym kontekście Czarne panny Dashwood to szukanie nowej widowni - Afroamerykanek - i próba ocieplenia wizerunku. Ale czy chodzi tylko o zysk i cynicznie kalkulacje? Moim zdaniem nie.

Hallmark ogarnął, że nie tylko białe kobiety - czy, ogólnie, białe osoby - mają prawo do eskapizmu. Umówmy się, telewizyjne produkcje kostiumowe to po prostu rozrywka. A tego typu adaptacja klasyki ma ją przybliżyć widowni w sposób miły i utożsamialny. Co w tym złego? Eskapistyczne lub realistyczne produkcje historyczne/kostiumowe współistniały od zawsze. W ostatnich latach do eskapizmu - prócz radosnego zapominania o klasizmie, nietolerancji religijnej, czy ksenofobii - doszły tematy rasowe. To wszystko. 

Ten eskapizm ma jeszcze jeden wymiar, jeśli chodzi o Stany Zjednoczone. W Wielkiej Brytanii kostiumowe produkcje color blind służą nie tyle eskapizmowi, co włączaniu Czarnych czy induskich Brytyjczyków, a więc powiązane są z migracją. W USA natomiast to część trendu, w którym Wielką Brytanię, tę historyczną, postrzega się jako wyidealizowaną krainę balów, romantyzmu i wielkich rezydencji. Czy jest to wizja naiwna? Owszem. Ale produkcje kostiumowe mogą służyć różnym celom. Wychodzi na to, że już nie lewacki Netflix, tylko Hallmark będzie nam indoktrynował zapatrzone w TikToka małolaty. A ja dla uspokojenia nastrojów pragnę przypomnieć, że skoro wiemy, że cesarz Klaudiusz nie pochodził z Brytanii, a papież Aleksander VI był Katalończykiem, a nie Brytyjczykiem, to nie przepalą nam się mózgi od ogarnięcia, że angielskie ziemiaństwo było białe, ale nie musi być takie na dzisiejszych ekranach. 

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...