Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

poniedziałek, 25 lipca 2022

Nella Larsen i “Passing”

 


Nella Larsen, wł. Nellie Walker, była afroamerykańską pisarką, która pracowała również jako pielęgniarka i bibliotekarka. Żyła w latach 1891-1964 i przyszła na świat jako córka Dunki i Karaibczyka o mieszanym pochodzeniu rasowym. Wychowywała się w Chicago wśród białych imigrantów i nie miała kontaktu z Czarną społecznością, którą poznała dopiero w collegu w Tennessee. Te doświadczenia - odciecię i zarazem świadomość swojej czarności, bycie osobą pomiędzy - ukształtowały Nellę Larsen i w oczywisty sposób miały wpływ na jej twórczość: dwie powieści i kilka opowiadań. “Passing” to powieść Larsen wydana w 1929 roku i poruszająca temat whitepassingu. Osadzona w Nowym Jorku w latach dwudziestych, opowiada o Irene i Clare, dwóch przyjaciółkach o mieszanym pochodzeniu rasowym. Irene poślubia czarnoskórego lekarza, podczas gdy Clare ukrywa swoje pochodzenie (whitepassing) i wychodzi za mąż za białego. Nie chce jednak wyrzekać się przyjaźni z Irene, co prowadzi do tragicznego konfliktu. 
“Passing” został zekranizowany w 2021 roku przez reżyserkę Rebeccę Hall, a w głównych rolach wystąpiły Tessa Thompson (Irene) i Ruth Negga (Clare). W tej ekranizacji nic nie jest przypadkowe. Sama reżyserka jest Afroamerykanką, która z wyglądu może uchodzić za osobę białą. Natomiast czarno-białe barwy filmu i operowanie światłem podkreślają względność kategorii “rasowych”. Wiele osób zwróciło uwagę, że Ruth Negga nie wygląda na osobę białą, ale myślę, że nie powinno być to istotne właśnie ze względu na tematykę filmu. “Passing” opowiada przecież o tym, jak względne i absurdalne były reguły rasizmu, i jak względne i absurdalne są one do dziś.

Kwestie poruszone w tym wpisie bardzo pomógł mi sobie skontekstualizować wideoesej Princess Weekes “Death by Misadventure Passing & the Nature of Identity”: https://youtu.be/AtVgB7btr4k

wtorek, 19 lipca 2022

Nie zawstydzam za “Bridgertonów”

 Bridgertonowie”. Ile już zostało o nich powiedziane i ile zmieniło się w serialu przez zaledwie dwa sezony? 

Krytykowano go za mnóstwo rzeczy - za uproszczoną wizję tego, że gdyby królowa Charlotte była osobą o mieszanym pochodzeniu rasowym, skończyłoby to rasizm. Za nieadekwatne kostiumy. Za estetykę bodice-rippera. Za brak reprezentacji poza czarnymi i białymi (to zmieniło się w drugim sezonie). Od czego tu zacząć?

Może od tego, że nie każdy tekst kultury o historii ma ten sam kaliber? I że serial kostiumowy to nie serial dokumentalny? “Bridgertonowie” to swego rodzaju baśń dla dorosłych i bynajmniej nie jest to wada. A baśń rządzi się swoimi prawami. Ważne jest szczęśliwe zakończenie, a nie to, czy muzyka i stroje są w 100% z epoki. A skoro już serial realizuje pewną fantazję na temat czasów Regencji, to czy do fantazji powinny mieć prawo tylko osoby białe?

I nie, to nie jest tak, że ten serial krytykowali tylko rasiści. Rozumiem krytykę z pozycji “to neoliberalny eskapizm, a poza tym mamy autentyczne historie Black Britons”. Ale widziałam też głosy próbujące wzbudzić poczucie winy. Jak możesz oglądać taki serial? To ofiary w maskach katów. To tak, jakby zrobić film o Czarnych nazistach w trakcie Drugiej Wojny Światowej. 

Ja nie przychylam się do takiej argumentacji i nie zamierzam zawstydzać żadnej osoby za oglądanie i lubienie “Bridgertonów”.

Ciekawe jakoś, że oglądając kolejny serial czy film, w którym starożytnych imperialistów Rzymian grają Brytyjczycy, nikt nie myśli o dynamice kaci vs ofiary, panowie vs niewolnicy. Czy to dlatego, że starożytne niewolnictwo nie ma już przełożenia na współczesność? Myślę, że powody są inne. Jedne umowności są w naszej kulturze polityczne. Inne nie. 

Jeśli do czegoś zmierzam, to do tego, żeby nie uprawiać virtue callingu dlatego, że inne osoby polubiły eskapistyczny tekst kultury. “Bridgertonowie” nie unieważniają produkcji opowiadających autentyczne Czarne historie. Tak samo rozliczne mezalianse klasowe w “Poldarku” nie unieważniają seriali o klasizmie, takich jak np. “Grace i Grace”. Miejsca nie zabraknie.

 I last but not least, “Outlander” to też jest umowny bodice ripper, a nie serial dokumentalny. A jeśli chodzi o eskapizm, to trudno o bardziej jaskrawy przypadek, niż “Downtown Abbey”. “Bridgertonowie” nie są tutaj jedyni i nigdy nie byli, także w porównaniu do tekstów kultury, które nie wykorzystywały ani historii alternatywnej, ani jakiejkolwiek formy castingu color blind. Pozwólmy innym zwyczajnie oglądać i cieszyć się tym serialem. Wbrew pozorom naprawdę nie trzeba nikomu tłumaczyć, ile elementów jest tam umownych. 

poniedziałek, 18 lipca 2022

Rasistowskie stereotypy o średniowieczu

 1. Średniowiecze zdarzyło się tylko w Europie.

 Z dzisiejszej perspektywy wiemy już, że o średniowieczu warto myśleć inaczej - globalnie. Średniowiecze to nie tylko Europa. To także Bizancjum, islamskie kalifaty, to Imperium Ghany i Imperium Mali, to nubijskie królestwa i Cesarstwo Etiopii. To cywilizacje, które rozwijały się w Ameryce Środkowej i Południowej, to Nan Madol na Pacyfiku. O państwach i cywilizacjach w Azji Wschodniej nie wspominając.

 2. W średniowiecznej Europie nie było żadnych ludzi koloru.

Warto pamiętać, że część Hiszpanii i Włoch przez wieki była pod panowaniem Maurów. Większość Maurów była Arabami i Berberami, ale niektórzy byli też czarnoskórymi Afrykanami. Maurem nazywano np. Raimondo de Cabanniego, czarnego rycerza z Królestwa Neapolu (zmarł około 1334 roku). Wspominają o nim neapolitańskie dokumenty oraz Giovanni Boccaccio w “De casibus virorum illustrium”. 

3. W średniowiecznym imaginarium nie było miejsca dla ludzi spoza Europy. 

Nic bardziej mylnego - nawet w legendzie arturiańskiej pojawił się czarnoskóry Maur (znany z romansu rycerskiego “Moriaen”), sir Morien, oraz trzech Saracenów (a więc osoby z Azji Zachodniej): bracia Palomides, Safir i Segwarides.

 Jeśli chodzi o świętych, to czasami w średniowiecznych Niemczech Świętego Maurycego ukazywano jako osobę czarnoskórą.

Święty Maurycy 

4. Wikingowie to byli SAMI Skandynawowie.

No cóż - prawdopodobnie nie. Nawet ta nazwa odnosiła się nie tyle do pochodzenia, co do stylu życia. Nikt nie twierdzi, że “rdzenni” Skandynawowie byli PoC. Ale w trakcie swoich wypraw porywali ludzi z różnych regionów. W rezultacie oddziały Wikingów nie zawsze składały się ze Skandynawów. Ciekawostka: koncept Wikingów jako najemników różnego pochodzenia (także Czarnych) wykorzystano już w 2001 roku w powieści Juliet Marillier pt. "Syn cieni”. To pomysł starszy od propozycji Netflixa. 

 5. Czarni i biali się nie znali.

W takim razie co z relacją krzyżowca Roberta De Clari nt. nubijskiego króla, który odwiedził Konstantynopol?

“And while the barons were there at the palace, a king came there whose skin was all black, and he had a cross in the middle of his forehead that had been made with a hot iron. This king was living in a very rich abbey in the city, in which the former emperor Alexios had commanded that he should be lodged and of which he was to be lord and owner as long as he wanted to stay there.” 


Z angielskiego tłumaczenia “Zdobycia Konstantynopola”

 

Źródła obrazów: Wikipedia

Źródła:

https://www.publicmedievalist.com/race-racism-middle-ages-toc/

https://www.treccani.it/enciclopedia/raimondo-de-cabanni_%28Dizionario-Biografico%29/


czwartek, 14 lipca 2022

Dekonstrukcja mitu amerykańskiego Południa w “Absalomie, Absalomie...”

 Po co analizować powieść Williama Faulknera z 1936 roku? Po co analizować powieść, której autor wyrażał równie rasistowskie poglądy, co Margaret Mitchell? I jak wobec tego jest możliwe to, że mimo wszystko “Absalomie, Absalomie...” tak bardzo różni się od “Przeminęło z wiatrem”? 

 Warto to zrobić, żeby zobaczyć, jak działa narracja białego przywileju. I że tzw. wielcy pisarze nie są nieomylni, a ich teksty mogą starzeć się w pewnych aspektach, a w innych nadal pozostać ważne.

William Faulkner (źródło: Wikipedia) 

 Absalomie, Absalomie...” to powieść napisana strumieniem świadomości, w której na podstawie spekulacji i relacji świadków próbuje się zrekonstruować dzieje rodziny plantatora Thomasa Sutpena z fikcyjnego hrabstwa Yoknapatawha w stanie Missisipi (Faulkner wzorował je na swoich rodzinnych okolicach). Retrospekcje skupiają się na okresie przed Wojną Secesyjną i na pierwszych latach po niej. Inaczej, niż Mitchell, Faulkner nie mitologizuje amerykańskiego Południa i nie usprawiedliwia niewolnictwa. Ale też jego powieść jest pełna stereotypów i dehumanizujących opisów.

 Faulkner dekonstruuje mit amerykańskiego Południa jako sielskiego rolniczego obszaru, na którym “dobrze” traktowano niewolników, i mit tego, że byli tylko białoskórzy i czarnoskórzy, i nikt pomiędzy. Thomas Sutpen ma córkę z niewolnicą, a pierwszą żonę porzucił, gdy okazała się osobą o mieszanym pochodzeniu rasowym. Faulkner nie ukrywa ani morderczej pracy niewolników, ani wykorzystywania s*ksualnego niewolnic - “niewolnice, na których opierała się ta pierwsza kasta dam, zawdzięczająca im w niejednym wypadku fakt swego dziewictwa”. 

 Jednocześnie jednak jego powieść jest pełna dehumanizujących porównań oraz rasistowskich stereotypów. Nowoorleańska kochanka Charlesa Bona, syna Sutpena z pierwszą żoną, jest bezimienna, określa się ją tylko jako “kochankę oktoronkę” (czyli osobę Czarną w jednej ósmej), a jej opisy nawiązują do dawno obalonych stereotypów na temat międzyrasowych relacji znanych jako plaçage. 
Wprawdzie to my, ten tysiąc, biali mężczyźni, to myśmy je powołali do życia, stworzyli, wyprodukowali; myśmy nawet ustanowili prawo, w myśl którego jedna ósma krwi rasy czarnej przeważa siedem ósmych krwi rasy białej. Przyznaję to. Ale inni biali i z nich też by uczynili niewolnice, służące, kucharki, może nawet robotnice rolne, gdyby nie ten tysiąc, tych niewielu mężczyzn, może pozbawionych, twoim zdaniem zasad i honoru. Może nie możemy, może nawet nie chcemy ocalić ich wszystkich. Może tysiąc tych dziewcząt, ocalałych dzięki nam, nie stanowi nawet jednego tysiąca na milion. Ale ocalamy przynajmniej ten tysiąc. 
W tym przypadku trudno o “generous read”, gdyż Faulkner celowo obstawał przy pewnych stereotypach dotyczących osób czarnoskórych i osób o mieszanym pochodzeniu rasowym. 

 Mimo wszystko, pewne elementy powieści nadal są istotne i mogą z nami rezonować także dziś. 
 Faulkner nie wystawił Południu laurki - nie, kiedy kulminacją jego książki jest bratobójstwo na tle rasowym. Henry Sutpen zabija Charlesa Bona, swojego starszego przyrodniego brata, który zamierzał ożenić się z ich młodszą siostrą. Powodem zabójstwa nie jest jednak kazirodztwo, tylko mieszane pochodzenie Charlesa - “On się z Judith ożenić nie może”. Czy wyobrażacie sobie coś równie rasistowskiego i krindżowego? Kazirodztwo? To nie problem. Czarnoskóra przodkini kilka pokoleń wcześniej? O nie! Prędzej zginiesz, niż ożenisz się z naszą siostrą. 

 “Absalomie, Absalomie...” nadal pozostaje mniej problematyczne od powieści Margaret Mitchell. Z dzisiejszej perspektywy można je interpretować jako tekst o ludziach, którym biały przywilej i kapitał kulturowy pozwalają nieustannie roztrząsać i reinterpretować przeszłość. Natomiast sama reinterpretacja przypomina, że nie ma neutralnej historii, i że za każdym razem, gdy wspominamy, przyjmujemy pewną narrację. Dlatego też u Faulknera nie ma jednej prawdy ani jednej spójnej narracji - o Thomasie Sutpenie ani o żadnej innej postaci z powieści. Sutpen to ani bohater Wojny Secesyjnej, ani “demon-człowiek-koń”, a wiele elementów jego życia pozostaje niejasnych. Tak samo jest ze wszystkim innym w tej powieści. Nie ma jednej prawdy. I nie ma też prostych odpowiedzi, gdy pytania są tak trudne. 

Źródła: 

The "Quadroon-Plaçage" Myth of Antebellum New Orleans: Anglo-American (Mis)interpretations of a French-Caribbean Phenomenon, 
Kenneth Aslakson




piątek, 8 lipca 2022

Co z tym językiem?

Ja serio nie chcę być jakąś policją, która ustala, co kto ma mówić. Ale uważam, że są pewne podstawy. Że są pewne określenia, które nigdy już nie będą neutralne, i których nie powinno się używać. I tyle. Nie nazywaj Czarnych osób słowem na M. Nie nazywaj osób trans transw*st*tami. Nie nazywaj gejów słowami na p. Jak nie używasz feminatywów, to nie wyśmiewaj osób, które to robią. Zastanów się, jak przestarzałe określenia na Rdzennych Amerykanach wiążą się z kolonizacją i opresyjnymi hierarchiami rasowymi. Zastanów się, czy może jednak lepiej  mówić o Romach, a nie o Cyganach. Czy to tak dużo? Czy to jest jakaś bariera, której nie da się przeskoczyć? Nie sądzę.

Nie zamierzam nikogo cancellować za używanie określeń “kolorowi” albo “niebiali” podczas gdy ja od kilku miesięcy używam trochę innego języka, mówiąc o mieszanym pochodzeniu rasowym czy etniczności. Nie będę pisać do mniej lub bardziej lewicowych redakcji z zażaleniem, że teraz już się nie pisze “niebiali”, żeby nie tworzyć dychotomii i ustawiać białości jako czegoś domyślnego. Nie zamierzam też nikogo cancellować za rzeczy robione w nieświadomości kontekstu. Nie zamierzam kreować się na najświętszą na dzielni pod względem inkluzywnego języka. Ale mam swoje granice.

Pierwszą z nich jest empatia. Jeśli uważasz, że to ty decydujesz o języku opisującym daną grupę społeczną, a nie ta grupa, to ty masz problem. Mówmy o ludziach tak, jak sobie tego życzą - to nie jest żaden terror ani nowomowa. To kwestia grzeczności. Nie neguję tego, że Polacy też zmagają się z dyskryminującym językiem np. za granicą. Ale tym bardziej powinn_śmy być empatycz_ wobec grup marginalizowanych. A nie cynicznie być miłym tylko wobec uprzywilejowanych - bo przecież TO się opłaca, no nie? Co innego ludzka uprzejmość wobec nielicznych Afropolek i Afropolaków, albo wobec tych dziesięciu procent osób LGBT+... 

I powiem wam szczerze - mam też swoje własne granice. Otóż tworzę w pierwszej kolejności na Instagramie. I rutynowo zwracam się do mojej widowni “drogie osoby”. Jeden facet zarzucił mi, że nazywanie ludzi osobami jest dehumanizujące. Oh, really? Skoro nie jesteśmy osobami, to kim jesteśmy? Biorobotami? Hybrydami? Reptiliananami? Ach te rozterki egzystencjalne...

Dlaczego niby nie mam używać neutralnego określenia “osoby”? Nie mam czytelników. Mam czytelników, czytelniczki i osoby czytające. Nie mam zamiaru wymazywać kobiet i osób niebinarnych tylko dlatego, że w naszym języku domyślny jest mężczyzna.

I nie mam zamiaru za to przepraszać. 

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...