Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

piątek, 3 maja 2024

Fandom “Ojca chrzestnego” romantyzuje toksyczne zjawiska.

 Ponieważ ostatnimi czasy bardzo popularna jest “Diuna” (i przypominanie, że lepiej nie simpować Paula Atrydy), uświadomiło mi to, że cykl Herberta i filmy Villeneuve'a to tylko jedne z wielu tekstów kultury, których własny fandom czasami nie rozumie. Mamy też bardzo popularną trylogię filmową, której fandom dopuszcza tylko jedną interpretację, no bo przecież po co ograniczać gatekeeping?

Otóż fandom “Ojca chrzestnego” zachowuje się tak, jakby te filmy były tylko konserwatywną opowieścią o Tradycyjnej Włoskiej Rodzinie™. To, że pokazują one toksyczną męskość - i to wcale nie w pozytywnym świetle - jakoś nikomu nie przychodzi do głowy. Ani to, że fatum, hybris i inne komponenty “ziemnomorskie” służą pokazaniu tego, że mafijna przemoc nie popłaca, bo pokolenie za pokoleniem płacisz utratą miłości i człowieczeństwa, i krwią własnych dzieci. No bo wiecie, gdzie tam przykładać do filmów dla Prawdziwych Mężczyzn z jogurtem tylko dla mężczyzn jakieś ramy toksycznej męskości? Jakieś przyziemne refleksje na temat tego, jak przezroczyste w naszej kulturze są agresja i gniew mężczyzn? Jakieś spostrzeżenia, że film może okazać się krytyką toksycznych zjawisk nawet gdy nie była to główna lub świadoma intencja twórców? 

Ale trzeba też wspomnieć o kwestiach, które filmom udały się mniej więcej w jednej trzeciej. Otóż... Porządne sagi rodzinne nigdy nie miały wyrąbane na postaci kobiece. Pod tym względem trylogia Coppoli to typowe filmy sensacyjne swej epoki, a nie saga rodzinna - bo saga rodzinna nie powinna pomijać połowy rodziny. Fandomowi to nie przeszkadza, co więcej, romantyzuje on toksyczne wątki, czego koronnym przykładem jest teoria, że miłością życia Michaela Corleone była milcząca jako ta Westalka szesnastolatka, Apollonia Vitelli. Szesnastolatka. Uwielbiam zapach groomingu o poranku.

Romantyzowanie transakcyjnego związku opartego na tym, że dwudziestosiedmioletni facet zdradził narzeczoną i poślubił małoletnią, która w czasie ekranowym praktycznie się nie odzywa, nie jest urocze. Serio dostrzeżmy wreszcie, że ten związek miał więcej wspólnego z małżeństwem Jaguś i Boryny niż z historią miłosną. A co ważniejsze, byłoby bardzo miło, gdyby więcej osób ogarnęło, że w drugiej części Kay Adams to przetrwanka przemocy domowej, i że narracja sugeruje nam, że tak powinno się ją postrzegać. Nie była wredna ani głupia, bo nie chciała się “dopasować”. Uciekła od męża, który pobił ją i chciał od niej dziedziców z 🍆, a nie dzieci do kochania. Dla mnie przesłaniem tego wątku jest “dobrze, że uwolniłaś się od przemocowego gnojka”. I dobrze, że ten przemocowy gnojek, bratobójca-żonobijca, zostaje na końcu sam. 


Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...