Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

piątek, 29 października 2021

Przestańmy opowiadać o “white guilt”

 Co to w ogóle jest “white guilt”? Dosłownie oznacza “białą winę”. I amglojęzyczni rasiści podpinają pod ten epitet mnóstwo kwestii.

Jesteś biały/a i widzisz, że rasizm nadal ma się dobrze? Wspierasz BLM? Mówisz o zbrodniach kolonialnych imperiów? Nie masz nic przeciwko castingom color blind? Na pewno kieruje tobą white guilt! To wszystko z poczucia winy, jakie masz wobec osób niebiałych! 

No bo przecież nie może być tak, że odczuwasz solidarność. Słuszny gniew. Siostrzeństwo. Albo zwyczajnie nigdy nie rozumiałaś, dlaczego Jeremy Irons miał być lepszym papieżem Borgią, niż Czarna Brytyjka białą Brytyjką. Dlaczego, chociaż zarówno Dev Patel jak i Al Pacino nie mają “anglosaskiej” urody, to tylko ten pierwszy budzi w ludziach outrage grając osoby o angielskich nazwiskach.

Teraz już wiecie, dlaczego nie mam nic przeciwko castingom color blind. Ale może gdzieś indziej mam tę białą winę? Czy czuję się winna, myśląc o zbrodniach kolonistów np. w obu Amerykach? Cóż, jest mi przede wszystkim smutno. Że ludzie robili coś takiego innym ludziom. To nie jest też tak, że nie czuję wstydu, widząc rasistowskie słowa i zachowania w Polsce. Albo chociażby wypieranie się trudniejszych kawałków historii. Czuję wstyd, i złość, i bezradność. Ale moim zdaniem to nie jest to samo, co “white guilt”.

Bo ta narracja zakłada, że nie możesz być osobą sojuszniczą ze solidarności, zrozumienia, empatii. O nie, tą emocją musi być poczucie winy, i musi być to emocja skupiona wokół ciebie. Bo przecież nie można być miłym dla innych ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości, prawda? A jeśli jesteś miły/a, to frajer/ka z ciebie. My nie mamy żadnego poczucia winy, i dlatego nie musimy być mili dla innych - taka jest rasistowska logika.

Moim zdaniem white guilt to sobie mógł mieć ojciec Josepha de Bologne, kiedy zapewnił wykształcenie synowi kobiety, którą gw@łcił. White guilt to sobie mógł mieć Thomas Jefferson za to, że jego dzieci z Sally Hemings były niewolnikami. Białą winę podszytą domniemaną czarnoskórą praprababcią, to sobie mógł mieć Simón Bolívar, jak wyzwalał niewolników odziedziczonych po tatusiu.

Ja? Ja co najwyżej dostaję białej gorączki, kiedy widzę, jak ludzie kłamią. Kłamią, że Czarni nie mieli żadnej cywilizacji. Kłamią, że w tudoriańskiej Anglii czy Imperium Rzymskim WSZYSCY byli biali. Kłamią, że przecież rasizm istniał OD ZAWSZE i nic z tym nie możemy zrobić. Kłamią, że Czarni/Rdzenni Amerykanie/Azjaci/whoever else robią coś, bo kolor skóry. Od zawsze wkurzało mnie szufladkowanie ludzi.

Od jakiegoś czasu staram się po prostu przekuć to w antyrasizm.

I tyle. Taka jest moja historia. 

czwartek, 21 października 2021

Co jest nie tak z “W pustyni i w puszczy”?

 Ja wiem. Ja wiem, że Polskich Pisarzy się nie szkaluje. Czy coś. Ale przestańmy udawać, że “W pustyni i w puszczy” nie jest rasistowskie.

Drogie osoby, miałyście tę książkę jako lekturę? Bo ja miałam, w szóstej klasie. Opisy głodu, śmierci, choroby napędziły mi niezłego stracha.

Tyle, że to nie jest powód, dla którego ta lektura nie powinna być omawiana w podstawówce. 

W szkole nie uczy się o cywilizacjach tworzonych przez czarnoskórych, takich jak Nubia, Aksum, czy Imperium Mali. Powstanie Mahdiego i inne akty oporu wobec kolonializmu? Może jakieś wzmianki w liceum. Więc nie dokładajmy jeszcze do tego “W pustyni i w puszczy” ze Stasiem jako białym zbawcą, Mahdim jako villainem, i kolonialnymi mitami o ludożercach i dwulicowo-naiwnych Czarnych co to potrzebują pomocy Białego Człowieka. To, że ludzi dawniej wychowywano, aby wierzyli w te stereotypy, to, że Sienkiewicz był po prostu dzieckiem swoich czasów, nie oznacza, że mamy podchodzić do jego twórczości bezkrytycznie. To nie oznacza, że mamy pokazywać dzieciom Afrykę rodem z imperialistycznych wyobrażeń. Bezkrytyczne podejście do dawnych tekstów kultury sprawia między innymi, że normalizujemy rasizm czy klasizm, i nie dostrzegamy perspektywy tych, którzy są opisywani jako inni, z zewnątrz, czy gorsi. 

I nie, gdyby tę książkę wycofano z kanonu lektur, nadal można by ją kupić. Nie dramatyzujmy. Tutaj nie chodzi o jakiś cancelling.

Jest tyle innych lektur dla jedenasto- czy dwunastolatków, które nie dzieją się w świecie Zachodu, i które mogłyby nauczyć dzieciaki tolerancji. Chociażby “Dziewczynka z atramentu i gwiazd” - wprawdzie jest to powieść przygodowa z elementami fantasy, ale mogłaby oswoić osoby uczniowskie z ideą, ze osoby niebiałe też mogą być protagonist(k)ami, i ze nie ma w tym nic "na siłę". Jest też tyle książek, które można by omawiać w liceum w kontekście postkolonializmu - “Droga do domu”, “Biblia jadowitego drzewa”, “Szerokie Morze Sargassowe”. "Jądro ciemności" to osobna kwestia. Z pewnością jak na swoje czasy był to przełomowy tekst, ale, umówmy się, z dzisiejszej perspektywy widać, ile tam jest problematycznych elementów. 

A “W pustyni i w puszczy” to po prostu relikt epoki. I z tego co wiem, większość osób głównie nudzi się przy tej lekturze. Dopiero kiedy ktoś ośmieli się zauważyć problematyczność tej książki, nagle wszyscy rzucają się do obrony.

Źródła: 

https://magazynkontakt.pl/w-pustyni-i-w-puszczy-nie-dla-dzieci/

https://magazynkontakt.pl/z-klasy-do-klasy-klasizm-w-kanonie-lektur/

Tutaj o tym, dlaczego narracja o ludożercach to bullshit: https://czajniczek-pana-russella.blogspot.com/2018/10/gdzie-sie-podziali-kanibale.html?m=1

środa, 13 października 2021

Czy te postaci były PoC? Teorie z czterech świata stron

 rodzinna legenda głosi, że Eudoré była Hiszpanką, a kiedy Slim zobaczył jej portret w bibliotece, oznajmił: Hattie, to nasza

ona na to, że coś mu się uwidziało, ale on upierał się, że zna całe spektrum wyglądu naszych, mówię ci, Hattie, ona jest nasza

kiedy Hattie spojrzała na nią jego oczami, dostrzegła inną Eudoré, było coś takiego w barwie jej skóry, kształcie twarzy, rysach, gęstości włosów

może i miał rację

Bernardine Evaristo, “Dziewczyna, kobieta, inna”

Drogie osoby, czy macie tak samo, kiedy widzicie portret jakiejś postaci historycznej? Czy budzi się w was przekonanie, że chociaż w oficjalnym dyskursie uznawano tę osobę za białą, to wcale ona biała nie była?

Jeśli tak macie, to nie jesteście sami/e. 

Teorie dotyczące tego, że białe postaci historyczne były PoC, nie są współczesnym wymysłem. Pojawiają się od dziesiątek lat, nawet jeśli niektóre dostały szerszą publikę dopiero teraz. 

Nie ukrywam, że w jedne wierzę bardziej, a w inne mniej, ale postaram się napisać o tych wszystkich, o których słyszałam.


Ostatnimi czasy popularna zrobiła się teoria, że Kleopatra była Czarna - gdyż albowiem jej matka mogła być Nubijką. I chociaż najbardziej prawdopodobna wydaje się inna opcja - że Ptolemeusz XII miał córkę z Kleopatrą V, jedną ze swoich krewnych i zarazem bocznych żon - to nie mam absolutnie nic przeciwko tej teorii. Ptolemeusze byli Grekami i czynnie praktykowali chów wsobny, ale, na macki Cthulhu, nie powodował nimi jakiś protorasizm! W każdym razie, wolę już osoby, którym możliwość Czarnej Kleopatry daje nadzieję, niż osoby, które nie mają racjonalnych argumentów na greckie pochodzenie królowej. Zamiast tego mają pogardę. I przekonanie, że w hellenistycznym Egipcie wszyscy byli BJALI. Oh yes, populacja, która miała wiele wspólnego z dzisiejszymi mieszkańcami Bliskiego Wschodu, i w której żyli także czarnoskórzy, z pewnością była bieluśka. Władczynią Egiptu spokojnie mogłaby być Czarna kobieta i nikogo by to nie dziwiło. Serio.

Wiem, że z polskiej perspektywy może nam to umykać, ale w takich teoriach chodzi o nadzieję właśnie. 

Dlatego nigdy nie będę śmiała się z osób, które uważają, że brytyjska królowa Charlotte Mecklenburg-Strelitz, urodzona w 1744, była PoC ponieważ mogła mieć czarnoskórą przodkinię, Madraganę. W wieku trzynastym. A jeden z jej portretów miał przedstawiać Charlotte z afrykańskimi rysami:


Ja widzę niebieskooką prawie-że-blondynkę. Ale jeśli możliwość, że Charlotte była PoC inspiruje i pociesza Czarne osoby z UK, to uszanujmy to. Nie heheszkujmy, że teraz wszystkim dorabiają takie genealogie - teoria o tej królowej sięga lat sześćdziesiątych, a rozpopularyzowano ją w latach dziewięćdziesiątych. I przede wszystkim nie zachowujmy się, jakby w czasach Charlotte nie żyli Czarni Brytyjczycy. Dido Elizabeth Belle. Ignatius Sancho. Olaudah Equiano. Francis Barber. I prawdopodobnie wiele innych osób. Nie zapominajmy o nich.

Jak widzicie, teoria o niebiałości Charlotte nie jest wcale taka młoda. Co zatem powiedzieć o Ludwigu van Beethovenie? 

Opinie, że Beethoven był Czarny, wyrażał już Samuel Coleridge-Taylor, niebiały brytyjski kompozytor zmarły w 1912. Afroamerykańscy pisarze zaliczali Beethovena do niebiałych twórców muzyki klasycznej już w latach czterdziestych. 

Ale jakie mieli podstawy? 

Teorie o Czarnym Beethovenenie są naprawdę różne. Wersja hardkorowa głosi, że był synem króla Prus i czarnoskórej służącej. Wersja bardziej popularna - że gdzieś wśród jego flamandzkich przodków byli Maurowie. I że skoro przezywano go Maurem lub Hiszpanem, to coś w tym musiało być. 

Beethoven w sumie był śniady - ale czy zaraz PoC? 

Tylko że genealogię kompozytora przebadano aż do czasów średniowiecza, i osoby badające tę kwestię twierdzą, że trudno doszukiwać się tam Maurów. A ksywy... Cóż, nie trzeba być PoC, żeby być śniadym. 

Z drugiej strony, bardzo nie lubię rozmawiania o sprawie Beethovena w tonie “przecież kompozytor nie mógł być Czarny, hyhyhy!” A teraz powiedzcie to proszę Chevalierowi de Saint Georges. Albo Samuelowi Coleridge-Taylorowi. Albo George'owi Bridgetowerowi. Życzę powodzenia.

I znów - nie śmieję się z tych spekulacji. Bo sama znam aż za dobrze to uczucie nieprawdopodobnej nadziei, rozpoznania. 

Czytacie wpis osoby, która święcie wierzy, że Simón Bolívar był Afrolatynosem uchodzącym za białego. To moja Eudoré.

Ja wiem, drogie osoby. Ja wiem, że Ameryka Południowa nikogo nie obchodzi. Ja wiem, że jak już w podręczniku się coś pojawi o tamtejszych wojnach o niepodległość, to w tonie “przewodzili im Bjali Krełole”. Oh yeah, tak bardzo biali, że nawet Beethoven, syn kapelmistrza, ma lepiej zbadaną genealogię. Ehehehe. Tak bardzo biali, że na pośmiertnych portretach zmieniano im odcień skóry.

Okej, a teraz pozwólcie, że uporządkuję moje ględzenie.

Simón Bolívar, taki ichniejszy Kościuszko z Wenezueli, urodził się w 1783 roku jako Człowiek Bez Praprababci. Nie no, żartuję. Praprababcię oczywiście miał, tyle że nie wiemy, kim ona była. Gdyż albowiem prababcia Bolívara, María Josefa Nárvaez, była nieślubnym dzieckiem nieznanej kobiety. Ach te wywody genealogiczne kolonialnej szlachty... 

Już w latach czterdziestych XX wieku oficjalni biografowie Simóna, tacy jak Gerhard Masur, przyznawali, że rzeczona praprababcia mogła być Czarna. A i debaty genealogiczne ciągną się od tamtej epoki. Jest to o tyle ciekawe, że mainstreamowi historycy nigdy nie napisali czegoś takiego o Beethovenie. A i jeszcze kilkanaście lat temu Ron Chernow, biograf Alexandra Hamiltona, dementował teorię o mieszanym pochodzeniu Rachel Faucette, mamusi Alexandra. Rachel zawsze mogła być biała z mocy whitepassingu, a nie z racji mienia samych białych przodków, zwłaszcza, że jej genealogia od strony matki nie jest dokładnie przebadana, ale cicho... 

Wiem, że ten Hamilton taki blady i fokle, ale moim zdaniem to nie wyklucza Czarnych przodków na piątym planie. 

Nie twierdzę, że przypadek Bolívara to precedens. Ale skoro już w latach czterdziestych historycy dopuszczali możliwość, że miał on jakichś Czarnych przodków, to coś musi się w tym kryć.

Gdyby jego praprababcia była biała, zakładam że nie ukrywano by jej tożsamości. Że jego rodzina otrzymałaby tytuł szlachecki - a nie otrzymała. 

Gdyby wreszcie nie było wątpliwości co do białości Bolívara, nie przemalowywano by jego portretów.

Widzę tu pewien wzór, i już wy dobrze wiecie, że nie chodzi o wąsy ani zakola... 

Celowo, perfidnie i przemyślanie przerobiono jego wizerunek i oparto go na białości. Żeby sobie lud za dużo nie wyobrażał i nie zaczął się utożsamiać. Że może jeszcze Bolívar wyglądał jak typowy Latynos? Akurat! 

No dobrze, ale czy wśród jego portretów zrobionych za życia można natrafić na odpowiednik Charlotte o “afrykańskich” rysach? Moim zdaniem można.

Simón jak miał siedemnaście lat i mógłby chodzić do szkoły z Boskim Edwardem i Bellą. 

W mojej opinii ta miniatura doskonale oddaje to, o czym pisała Evaristo. Ale nie jestem obiektywna i mnie nie słuchajcie. Gdyż albowiem do idei, że Bolívar był PoC przekonała mnie postmodernistyczna powieść neomarksistowskiego pisarza Gabriela Garcíi Márqueza.

W jego żyłach płynęło trochę krwi afrykańskiej (...) i było to tak widoczne w rysach jego twarzy, że limańscy arystokraci mówili o nim Z*mbo. Lecz w miarę jak rosła jego sława, malarze coraz bardziej go idealizowali, oczyszczali mu krew, czynili zeń postać legendarną, aż w końcu w ludzką pamięć wryło się oblicze o rzymskim profilu z pomników.

 Gabriel García Márquez, “Generał w labiryncie”

Gdyby ktoś pisał tak zajmująco o Beethovenie czy o królowej Charlotte, pewnie uwierzyłabym w tamte hipotezy.

A wiecie, co jest najlepsze? Że to nie koniec teorii z Ameryki Łacińskiej!

Bolívar był Czarny, a José de San Martín Rdzenny! *zaciera łapki*

Oh wait, ale San Martín jest jeszcze mniej znany na dzielni, i pewnie go nie kojarzycie?

Ja wiem, że ten pan nie wygląda na osobę spokrewnioną z Rdzennymi Amerykanami, ale nie uprzedzajmy wypadków. 
Otóż urodził się on w 1778, a zmarł w 1850. Był chyba najważniejszym Ojcem Założycielem Argentyny, i podobnie jak Bolívar, według standardów epoki nie należał do politycznych konserw. Umarł na wygnaniu, ale na szczęście nie w nędzy bez pieniędzy. Samotnie wychowywał córkę po śmierci żony. 
Oficjalnie jego rodzicami byli dość zamożni państwo San Martín. Ale na początku naszego wieku pojawiła się teoria, że byli to rodzice... Adopcyjni. 
Ponieważ prawdziwym ojcem José miał być Diego de Alvear, hiszpański wojskowy, a matką służąca z ludu Guaraní. Oddali oni dziecko na wychowanie San Martínom. 
Ja wiem, drogie osoby. W dziedzinie teorii spiskowych braki w genealogii brzmią wiarygodniej, niż adopcyjna drama. Tak samo, jak niezbyt przekonuje mnie twierdzenie, że matka San Martína była za stara, by go urodzić - tylko, że dziwnym trafem poprzednie dziecko przyszło na świat zaledwie dwa lata wcześniej. 
Ale... Skoro wokół pochodzenia de San Martína nie ma ponoć żadnych kontrowersji, to dlaczego władze argentyńskie nie zezwoliły na porównanie jego DNA z DNA potomków Diego de Alveara? 
Coś tu jest podejrzane... 
A swoistą wisienką na torcie jest tu inny argentyński polityk epoki, Bernardino Rivadavia. Ciekawe, dlaczego wrogowie polityczni nazywali go “Doctor Chocolate”, i dlaczego w rodzinie jego ojca zmieniono nazwisko... 
Ten pan nie wygląda PoC? A Anita Hemmings wyglądała? 

Drogie osoby, nie ukrywam, że zrobiłoby mi wielką radochę, gdyby przebadano szkieletory Bolívara i San Martína, i odkryto, że ten pierwszy miał ilość afrykańskiego DNA odpowiadającą czarnoskórej praprababci, a ten drugi był w połowie Rdzenny. Ale wiem też, ze żyjemy w europocentrycznym świecie, w którym wszyscy skupiają się prędzej na Beethovenie czy królowej Charlotte, jednocześnie zapominając o autentycznych Czarnych kompozytorach czy niebiałych royalsach, takich jak Aleksander Medyceusz. Żyjemy tez w świecie, w którym teorie o tym, że Bolívar był PoC można spotkać w artykułach naukowych, a nie internetowych, i w pracach doktorskich, a Bernardino Rivadavia jakoś nie widnieje w popularnych zestawieniach postaci, które ponoć miały być niebiałe. Ciekawe, dlaczego.
Musimy ogarnąć, że Ameryka Łacińska to nie są jakieś nieistotne peryferie, gdzie i tak "wszyscy są PoC", i że zarządzanie białością nie raz i nie dwa wykorzystywano tam w sposób dość perfidny. Musimy ogarnąć historię Czarnych Brytyjczyków, musimy ogarnąć historię Angelo Solimana i Chevaliera de Saint-Georges.  Musimy ogarnąć, że hellenistyczny Egipt czy Imperium Rzymskie były bardziej różnorodne, niż nam się wydaje, i w porównaniu z erą kolonialną zupełnie nierasistowskie. Musimy to ogarnąć, bo inaczej będziemy się kręcić w kółko wokół tych samych europocentrycznych teorii, a osoby nieznające historii autentycznych Czarnych Europejczyków z przeszłości będą reagować tym samym - outragem. 
Jednocześnie, musimy pamiętać, czemu służą te teorie, i za każdym razem to tłumaczyć: nie chodzi o odbieranie danych postaci białym. Nie chodzi o to, że osoba, która większość przodków miała białych, a jednego czy dwóch czarnoskórych, będzie wyglądać jak Idris Elba. Prędzej jak Nathalie Emmanuel:) albo jak Anita Hemmings, której afrykańskich korzeni nikt się nie domyślał. Nie chodzi też o to, czy jak na swoje czasy te postaci były najbardziej progresywne czy antyrasistowskie ever. Chodzi o nadzieję, o spojrzenie na historię z innej perspektywy. 
Pierwotnie te spekulacje miały być szokujące, odważne. Kiedy afroamerykańscy aktywiści w latach sześćdziesiątych mówili, że Beethoven był Czarny, chcieli przede wszystkim szokować. Kiedy dzisiaj mówimy, że królowa Charlotte była Czarna, to czasem odnoszę wrażenie, że wytracił się pewien rewolucyjny, obrazoburczy impet. Dlatego właśnie ja szukam nowych teorii i nowych przestrzeni. Bo ileż można odgrzewać europocentryczne kotlety o royalsach? 
"Hamilton był Czarny!" miałoby to pierwotne, szokujące znaczenie w USA. To samo znaczenie miałaby w Ameryce Łacińskiej świadomość, że Bolívar mógł być Afrolatynosem, a San Martín Metysem. To mogłoby wiele zmienić. To byłby bunt przeciwko one drop rule, przeciwko limpieza de sangre i casta, przeciwko doktrynie milczenia, z powodu której tak wiele postaci historycznych urodzonych w koloniach ma urwane genealogiczne ślady. O wiele świeższe, niż (domniemana) czarnoskóra przodkini z trzynastego wieku.    

Źródła obrazów: Wikipedia 

Źródła: José Antonio Álvarez, “La desmonumentalización en la novela histórica hispanoamericana de fines del siglo veinte” - w rozdziale drugim jest mnóstwo o tym, kim mogła być praprababcia Bolívara i o tym, jak manipulowano jego wizerunkiem

Ron Chernow, “Alexander Hamilton” - nie zgadzam się z wybranymi tezami autora, ale nadal polecam



http://misioneshistoria.com.ar/articulos/29-el-origen-mestizo-de-san-martin

http://viajes.elpais.com.uy/2018/11/13/que-sucedio-con-la-poblacion-afro-argentina/

czwartek, 7 października 2021

Antyk w kolorze

 Wiem, że może was to zaskoczyć, ale antyczne posągi, płaskorzeźby i fasady nie były białe. Były malowane. Skąd jednak to przekonanie o antycznej marmurowej bieli?

Oczywiście przez długi czas wiele elementów greckiej i rzymskiej sztuki popadło w zapomnienie. Kiedy zaczęto ją na nowo odkrywać, przede wszystkim w czasach renesansu, farba dawno znikła. A w naszą pamięć wryła się wizja bieluśkich posągów. Akurat wtedy, gdy kolonializm już raczkował. 

Jak to się ma do rasizmu i koloryzmu? Oj, ma się, wbrew pozorom. Wizja tych bieluśkich posagów to jeden z powodów, dla których zaczęto wiązać rzymską czy grecką tożsamość z białością. Że w starożytności nikt nie słyszał o koncepcie rasy? Że Plutarch z Cheronei pisał o Greczynce, która urodziła ciemnoskóre dziecko, ponieważ jej pradziadek był Etiopem? Że na portretach z Fajum można zobaczyć mnóstwo odcieni skóry, od bladego po ciemnobrązowy? Że w rzymskiej Brytanii służyli Etiopowie i Syryjczycy? Że co, przepraszam?

Mieszkańcy rzymskiego Egiptu - tak bardzo “homogeniczni”... 

No weś, wizja starożytności jako homogenicznej epoki ONLY FOR WHITES jest ważniejsza od jakichś tam, pożal się Zeusie, faktów. A jeśli marmurowe białe posągi tę wizję umacniają, to tym gorzej dla faktów. 

To by wiele tłumaczyło. To by tłumaczyło, dlaczego w dziewiętnastym wieku rasiści uważali Starożytnych Greków za niebieskookich blondynów, i twierdzili, że współcześni Grecy to jest jakaś niegodna podróba. To by tłumaczyło, dlaczego wektor przemalowywania portretów to zazwyczaj od ciemniejszego do jaśniejszego - wystarczy spojrzeć na to, co ONI* zrobili z Aleksandrem Medyceuszem, Simónem Bolívarem, czy José Miguelem Carrerą. 

Ile razy mam tłumaczyć, że Bolívar to był z krwi i kości Latynos, a dopiero później go PSZEMALOWALI? 

Kiedy wiesz, że José Miguel Carrera miał wśród przodków Żydów sefardyjskich, ukrywanie jego oliwkowej cery przestaje wydawać się niewinne... 

Tak, w Ameryce Łacińskiej też kwitł ten proceder. Była to pozostałość systemu "casta", w którym nawet ciemniejsza cera czy kędzierzawe włosy mogły wzbudzić skojarzenia z mieszanym pochodzeniem rasowym. A przecież założyciele latynoamerykańskich państw mieli być nieskazitelni i bledziutcy. Jak Rzymianie - ci Rzymianie z bieluśkich posągów. Bo prawdziwi Rzymianie nie mieli problemu ze śniadymi menami. Z bladymi, owszem. Blada cera u mężczyzny była symbolem słabości i tchórzostwa. Ehehehe. Blade to sobie mogły być matrony, żeby pokazać, że "szlachta nie pracuje". Seksizm, owszem. W jakimś sensie także koloryzm. Ale nie rasizm.  

To by wreszcie tłumaczyło, dlaczego wkluczanie osób niebiałych jako np. rzymskiego żołnierza w filmie edukacyjnym dla dzieci, a nie niewolnika, budzi taki outrage. 

I nikt nie twierdzi, że przeciętny Rzymianin z Italii czy przeciętny Grek z Półwyspu Bałkańskiego był PoC. Niemniej, już w hellenistycznym i rzymskim świecie istniały małżeństwa mieszane, a osoby afrykańskiego czy azjatyckiego (w znaczeniu: z Bliskiego Wschodu) pochodzenia mogły pełnoprawnie uczestniczyć w greckiej kulturze czy zdobyć rzymskie obywatelstwo. 

*już wy wiecie, że nie chodzi o Reptilian!

Źródła obrazów: Wikipedia 

Źródła: 

https://www.forbes.com/sites/drsarahbond/2017/04/27/whitewashing-ancient-statues-whiteness-racism-and-color-in-the-ancient-world/

https://www.newyorker.com/magazine/2018/10/29/the-myth-of-whiteness-in-classical-sculpture

https://www.abc.net.au/radionational/programs/the-art-show/art-show-breaking-myths-of-whiteness-in-classical-sculpture/13462154

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...