Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

czwartek, 25 listopada 2021

Dlaczego Polacy mają taki problem ze słowem "Czarny"/"czarny"?

 Serio, nie rozumiem tego.

Otóż wyobraźcie sobie sytuację. Czytacie artykuł Brytyjczyka, który sprzeciwia się ksenofobii, i tłumaczy, dlaczego słowo “P*lack” jest obraźliwe dla polskiej mniejszości - przede wszystkim dlatego, że polska mniejszość nie życzy sobie takiego nazewnictwa, które ma zresztą pogardliwy wydźwięk. Konkluzją artykułu jest, że powinnyśmy zwracać się do ludzi tak, jak sami chcą być nazywani.

Wyobraźcie też sobie komentarze. Takie, które zrównują określanie się jako Pole/Polish z tym mitycznym helikopterem bojowym. Takie, w których komentator twierdzi, że będzie pytał każdego P*lacka, którego zna, czy to określenie go obraża, i dopiero wtedy będzie używał innego słowa.

No i... Drogie osoby, pomyślałybyście pewnie, że strasznie ksenofobiczni i chamscy ci komentatorzy, prawda? Właśnie. 

Takie sytuacje zdarzają się nagminnie ilekroć jakaś osoba uzasadni i wyrazi opinię, że słowo “m*rzyn” jest obraźliwe. A potem się dziwicie, że Czarne Polki i Polacy zarzucają nam rasizm? Przecież my nawet nie chcemy słuchać. Nie chcemy uszanować tego, że Czarni chcą być nazywani Czarnymi. Jakby bycie Czarnym to był właśnie ten przysłowiowy helikopter bojowy. A przecież to nie jest żadna wielka filozofia, ani jakieś szalenie trudne, niewymawialne słowo. Nie chcemy słuchać argumentów odnoszących się do współczesności. Nie chcemy słuchać argumentów odnoszących się do historii - jeśli niektórych nie przekonuje pięćset lat historii rasistowskich hierarchii rasowych, które sprowadzały ludzi do ułamków, to już nie wiem, co ich przekona.

Ale myślę, że wiem, z czego to się bierze. Z tego, że o historii osób niebiałych tak naprawdę nikt nas nie edukuje. Bierze się to też z rozkoszy zadawania przemocy symbolicznej. 

My jesteśmy większością. My jesteśmy normą. Więc my decydujemy za mniejszości o tym, które słowa je obrażają. Możemy mówić, że słowo “czarny” jest obraźliwe, bo odnosi się do koloru skóry (więc słowo "biały" też jest obraźliwe?), a słowo “m*rzyn” jest neutralne, bo tak było od zawsze, czyli od mniej więcej szesnastego wieku. I co nam zrobicie? Hehehehe. 

Zmienił się sposób, w który mówimy o mieszkańcach wsi. Już nie wieśniak, ani tym bardziej nie ch*m. Zmienił się sposób, w który mówimy o osobach pracujących w czyimś domu. Już nie służba, tylko pomoc domowa. Wbrew pozorom, tego języka czasów feudalnych oduczyliśmy się stosunkowo niedawno, i to nawet nie dlatego, by osoby zainteresowane wskazywały, które określenia im odpowiadają, a które nie. Więc dlaczego tak trudno oduczyć się nam języka czasów kolonialnych? 

Nie rozumiem tego. Ale bardzo się cieszę, gdy spotykam osoby, które przyznały, że zmieniły zdanie na temat tego czy innego słownictwa po doedukowaniu się u Czarnych Polaków. Cieszy mnie też, gdy osoby piszą do mnie, że mój content na temat takich kwestii historycznych, jak one drop rule i casta, zmienił ich postrzeganie tego słownictwa, które wiele Polaków nadal uważa za neutralne. 

Jest jakaś nadzieja. 

czwartek, 18 listopada 2021

Co zrobić z problematycznymi tekstami kultury?

 Pisałam - niedawno i skrótowo - o "W pustyni i w puszczy". Na Instagramie zrobiłam też posty o "Przeminęło z wiatrem" i "M*rzynku Bambo". No i? I czasem osoby mi piszą, że one rasizmu w tych tekstach nie dostrzegały. Że nie widziały, bo u Mitchell czy Sienkiewicza biali dobrze traktują Czarnych, więc te rasistowskie opisy jakoś umykały. Że wierszyk o Bambo nie jest problematyczny, bo Bambo nie kradnie, że nie ma tam negatywnych stereotypów. Oh, ryli? Jeśli wiersz opowiada o czarnoskórym chłopcu, któremu nie chce się uczyć, i który ucieka przed kąpielą ze strachu przed wybieleniem, no to sorry, ale z dzisiejszej perspektywy takie opisy są gorzej, niż niepokojące. 

Na Instagramie zaznaczałam, że nie chodzi przecież o to, żeby cancellować Tuwima. Umówmy się, jako Żyd i pacyfista miał przerąbane. A i wiele jego tekstów pozostaje aktualnych. Tylko że nie ma nic dziwnego w tym, że jako Żyd był dyskryminowany, a jako Europejczyk piszący o Afrykanach - uprzywilejowany. Ten konkretny wiersz powstał z uprzywilejowanej perspektywy. I to, że dobrzy w sumie ludzie mieli takie rasistowskie wyskoki nie oznacza, że my mamy podawać to dzieciom jako wiarygodny obraz Afryki. Nie oznacza to też, że powinnyśmy bezkrytycznie omawiać takie lektury, jak "W pustyni i w puszczy". Nie oznacza to, że mamy powielać te same stereotypy. No i...? Czy tak trudno to zrozumieć?  

A jeśli chodzi o "Przeminęło z wiatrem", to zwierzę się wam, że dostrzegałam w nim propagandowe elementy nawet w czasach, kiedy się jeszcze sama nie doedukowywałam antyrasistowsko. Wiedziałam, że szczęśliwi niewolnicy to mit. Po Wojnie Secesyjnej problemem nie było to, że Czarni zostali bez "opieki" białych. Problemem było to, że odmówiono im równych praw, odmówiono im ziemi, edukacji, i mnóstwa innych rzeczy. Ale o tym się od Margaret Mitchell nie dowiecie. Dowiecie się za to, że KuKluxKlan powstał z konieczności. Oh yeah, faktycznie nie widać w tej książce rasizmu, nie ma co.

No i? Co z tym fantem zrobić? Większość osób, wbrew pozorom, nie żąda całkowitego wycofania ekranizacji "Przeminęło z wiatrem". Żąda za to tego, żeby film został opatrzony komentarzami wyjaśniającymi, co jest nie tak z ideolo w tym tekście kultury. Wyjaśnienia. Jakieś napisy - to jest ta sławna cenzura i cancel culture.  

Ale zaraz, powiecie, czy w Stanach nie wycofano czasem "Przygód Huckleberry'ego Finna" Marka Twaina? Wycofano, to znaczy, że co zrobiono? Że tej książki nie można już kupić? Jak najbardziej można. Że jakiś dystrykt wycofał tę powieść z listy lektur? No owszem, były takie przypadki, ale nie róbmy z tego afery, jakby nagle w całych Stanach szkoły przestały omawiać tę książkę. A dlaczego jest z tym tekstem problem? Chociażby dlatego, że słowo cz*rn*ch (w odniesieniu do Jima, przyjaciela Huckleberry'ego) pada tam prawie dwieście razy. I to, że w czasach Twaina ten slur był neutralny, nie oznacza, że dzisiejsze Czarne dzieci będą czytać taką książkę bez poczucia "triggeru". I dlatego w niektórych wydaniach to słowo zastąpiono słowem "niewolnik". Więc nie, nikt nie zakazał sprzedaży czy omawiania tej książki, a jakby tego było mało, rasistowskie motywy dostrzegano w niej już w latach pięćdziesiątych (dlatego pewne sceny wycofano z adaptacji). A to, czy czasem nie ma lepszych lektur uświadamiających na temat niewolnictwa, to inna sprawa. Zakładam, że założenie, że może lepiej omawiać cos z nurtu "own voices", napisanego przez Afroamerykanów/ Afroamerykanki, nie jest zbyt radykalne?  

Nikt nie zakazuje czytania utworów, które, napisane w dobrych intencjach, zestarzały się w sposób więcej, niż problematyczny, takich jak wiersz Tuwima i powieść Twaina. Nikt też nie zakazuje czytania i oglądania dzieł jawnie rasistowskich, takich jak "Przeminęło z wiatrem". Jednakże, zarówno w Polsce, jak i w USA, musimy się zastanowić, czy na takich tekstach mają wychowywać się dzieci i nastolatki.

Źródła:

 https://en.m.wikipedia.org/wiki/Adventures_of_Huckleberry_Finn

https://collider.com/gone-with-the-wind-book-problems/

https://magazynkontakt.pl/w-pustyni-i-w-puszczy-nie-dla-dzieci/

wtorek, 9 listopada 2021

Niewygodne amerykańskie sekrety

 Drogie osoby, czy jesteście sobie w stanie przypomnieć, w jakim tonie uczono Was w szkole o powstaniu Stanów Zjednoczonych? Czy uczono was, że amerykańska rewolucja była inspiracją dla innych, z francuską włącznie? Że latynoameykańskie wojny o niepodległość to była tylko podróbka, i to jeszcze egoistyczna i marna, bo tym Latynosom chodziło tylko o własna dupę, a potem jeszcze pokłócili się między sobą, nie, co to stateczni Amerykanie? Że ta amerykańska rewolucja opierała się na egalitarnych ideałach oświecenia? Tak? A czy uczono Was, że w deklaracji niepodległości USA Rdzenni Amerykanie zostali nazwani dzikusami? Czy uczono Was, że wielu Ojców Założycieli miało niewolników, i miało nawet dzieci z niewolnicami? Czy uczono Was o Johnie Laurensie, synu plantatora, który opowiadał się za zniesieniem niewolnictwa? Nie? No właśnie.

To, na jakich fundamentach wzniesiono USA, jest widoczne nawet w osobistych historiach z tamtego okresu.  

Szczególnie śmieszy mnie przypadek Waszyngtona, bo dalej będzie tylko do płaczu, nie do śmiechu. Otóż w kwestii niewolnictwa obudził się on dopiero na łożu śmierci, w 1799 roku, i wyzwolił niewolników odziedziczonych między innymi po tatusiu i żonie. Chociaż to. A mógł gwałcić i torturować, nie takie rzeczy się zdarzały. Ehe... Ludzki pan. *ma nadzieję, że osoby czytające wiedzą, że to ironia* I o ile nie zachowały się żadne świadectwa dotyczące chociażby tego, że Waszyngton miał się dopuszczać przemocy seksualnej wobec niewolnic, to z jego krewnymi nie jest już tak różowo. Waszyngton był bezpłodny, ale adoptował dzieci swojej żony, i o jednym z jego pasierbów krążyły plotki, jakoby miał kilkoro nieślubnych - i niebiałych - dzieci w okolicy.   

Jednak sprawa ta nie wzbudza w Stanach Zjednoczonych wielkich emocji, nie w porównaniu z całą aferą dotyczącą Tomasza Jeffersona.

Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego Kościuszko się z nim przyjaźnił - zwłaszcza, że Jefferson nie raczył nawet wykonać abolicjonistycznego testamentu Naczelnika. Ale to tylko dygresja. 

Co ten Kościuszko w nim widział, ja się pytam? 

Otóż Jefferson w latach osiemdziesiątych osiemnastego wieku nawiązał relację z Sally Hemings, przyrodnią siostrą swojej zmarłej żony. I nie byłoby to może jeszcze cringowe i okropne, gdyby nie jeden fakt. Sally była niewolnicą i nie mogła o sobie decydować. 

Jej ojcem był teść Jeffersona i z wyglądu niemal uchodziła za białą. To samo mówiono o jej sześciorgu dzieci - prawdopodobnie wszystkie były Jeffersona. 

Tylko je polityk pragnął wyzwolić, umierając w 1826 roku, ale umarł w długach, i ostatecznie sprawą zajęli się krewni. Niektóre dzieci Sally uprawiały whitepassing. Inne dołączyły do społeczności wolnych osób niebiałych. A kiedy na początku naszego wieku wykonano badania genetyczne, okazało się, że legalni potomkowie Jeffersona i potomkowie Sally Hemings są spokrewnieni. Oczy-wiś-cie.

Badania genetyczne wykazały także, że potomkowie Mary Emmons, służącej indyjskiego pochodzenia, są spokrewnieni z Aaronem Burrem, trzecim wiceprezydentem USA. Burr z jednej strony wspierał edukację swojej córki Thedosii, z drugiej - w wielu kwestiach był gorzej, niż nie dość emancypacyjny. Nigdy nie uznał dwojga dzieci, które miał z Mary Emmons, służącą swojej pierwszej żony. A z wieloma innymi swoimi nieślubnymi dziećmi postępował inaczej. Dzieci Mary zapewne były nie dość białe, aby się nimi przejmować. 

Tego nie da się oddzielić od czczych deklaracji równości. Tego nie da się oddzielić od sposobu, w jaki w osiemnastym wieku pojmowano tzw. Rozum. Rozum to była domena białych. Reszta miała się cieszyć, jeśli im coś skapnęło. Albo i nie.

I tak, Ojcowie Założyciele Ameryki Łacińskiej też byli takimi wzniośle pierdzielącymi libkami, którzy wielu rzeczy nie rozumieli. Ale nie było wśród nich takiego Burra czy Jeffersona - no, przynajmniej nie wśród tych, których czarne loczki czy inną oliwkową cerę radośnie tutaj propaguję.

Źródła: 

https://www.smithsonianmag.com/smart-news/george-washingtons-biracial-family-new-recognition-180960553/

https://www.history.com/.amp/topics/slavery/sally-hemings

https://www.mcall.com/news/nation-world/mc-nws-aaron-burr-kids-20190824-phds5itrgzgxtgziqi7vw5irl4-story.html

czwartek, 4 listopada 2021

Rasizm i ksenofobia a sprawa polska

 Nie ukrywam, że udzielam się przede wszystkim na Instagramie. Tak jakoś wyszło, że okazało się, że stamtąd mogę dotrzeć do większej liczby osób;)

Otóż, w ten poniedziałek opublikowałam post o tym, że fakt, iż Polska nie miała pozaeuropejskich kolonii nie daje nam prawa do bycia rasistami. Chyba coś oczywistego, no nie? To naprawdę tak nie działa, że nas obowiązują inne zasady. Przypomina mi to trochę stosowany przez niektórych białych Amerykanów argument “Ale moja rodzina nie miała niewolników!”

Zdziwiłam się, że post spotkał się z dużym odzewem, pojawiły się komentarze. Jedna osoba napisała, że Polska nie była kolonizatorem, bo sobie kolonii nie załatwiła, a nie dlatego, że byliśmy tacy szlachetni. No, gorzka prawda. I naprawdę rozumiem, że był Kościuszko-abolicjonista. Że Polacy walczyli też w Wojnie Secesyjnej po stronie Unii. Pewnie, że było mnóstwo pozytywnych przykładów. Ale nie wolno nam zapomnieć o tych złych.

Tylko że niektórzy chyba by woleli zapomnieć. Bo odezwał się gość, że Polska była tolerancyjna, i przestańcie pi*rdolić głupoty i mieć kompleks białego ciemiężyciela. Tak, napisał pi*rdolić. Skasowałam. Ach, co za cancel culture i terror politycznej poprawności. 

Co jak co, ale nie spodziewałam się tego, że będę szantażowana narracją o white guilt także na polskim gruncie. Bo całą resztę dobrze znam. Kraj bez stosów (tylko że w siedemnastym wieku tradycje tolerancji religijnej niestety zaczęły się sypać), w czasie wojny wszyscy ratowali Żydów, a szmalcownicy to był wyjątek...

To nie ja mam kompleksy. To osoby, które potrzebują nieustannego potwierdzania polskiej niewinności, je mają. Bo skoro jesteśmy nie-winni, to już nikomu nic nie jesteśmy winni. Możemy pozwolić, aby w naszych lasach umierały dzieci. Możemy sobie pozwolić na rasizm, antysemityzm i ksenofobię. 

Nie u mnie. Nigdy. No pasarán. 

Well, miałam pisać o różnych brzydkich sekretach Ojców Założycieli USA. Cóż, najwyżej napiszę o tym w przyszłym tygodniu. 


Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...