Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

czwartek, 14 lipca 2022

Dekonstrukcja mitu amerykańskiego Południa w “Absalomie, Absalomie...”

 Po co analizować powieść Williama Faulknera z 1936 roku? Po co analizować powieść, której autor wyrażał równie rasistowskie poglądy, co Margaret Mitchell? I jak wobec tego jest możliwe to, że mimo wszystko “Absalomie, Absalomie...” tak bardzo różni się od “Przeminęło z wiatrem”? 

 Warto to zrobić, żeby zobaczyć, jak działa narracja białego przywileju. I że tzw. wielcy pisarze nie są nieomylni, a ich teksty mogą starzeć się w pewnych aspektach, a w innych nadal pozostać ważne.

William Faulkner (źródło: Wikipedia) 

 Absalomie, Absalomie...” to powieść napisana strumieniem świadomości, w której na podstawie spekulacji i relacji świadków próbuje się zrekonstruować dzieje rodziny plantatora Thomasa Sutpena z fikcyjnego hrabstwa Yoknapatawha w stanie Missisipi (Faulkner wzorował je na swoich rodzinnych okolicach). Retrospekcje skupiają się na okresie przed Wojną Secesyjną i na pierwszych latach po niej. Inaczej, niż Mitchell, Faulkner nie mitologizuje amerykańskiego Południa i nie usprawiedliwia niewolnictwa. Ale też jego powieść jest pełna stereotypów i dehumanizujących opisów.

 Faulkner dekonstruuje mit amerykańskiego Południa jako sielskiego rolniczego obszaru, na którym “dobrze” traktowano niewolników, i mit tego, że byli tylko białoskórzy i czarnoskórzy, i nikt pomiędzy. Thomas Sutpen ma córkę z niewolnicą, a pierwszą żonę porzucił, gdy okazała się osobą o mieszanym pochodzeniu rasowym. Faulkner nie ukrywa ani morderczej pracy niewolników, ani wykorzystywania s*ksualnego niewolnic - “niewolnice, na których opierała się ta pierwsza kasta dam, zawdzięczająca im w niejednym wypadku fakt swego dziewictwa”. 

 Jednocześnie jednak jego powieść jest pełna dehumanizujących porównań oraz rasistowskich stereotypów. Nowoorleańska kochanka Charlesa Bona, syna Sutpena z pierwszą żoną, jest bezimienna, określa się ją tylko jako “kochankę oktoronkę” (czyli osobę Czarną w jednej ósmej), a jej opisy nawiązują do dawno obalonych stereotypów na temat międzyrasowych relacji znanych jako plaçage. 
Wprawdzie to my, ten tysiąc, biali mężczyźni, to myśmy je powołali do życia, stworzyli, wyprodukowali; myśmy nawet ustanowili prawo, w myśl którego jedna ósma krwi rasy czarnej przeważa siedem ósmych krwi rasy białej. Przyznaję to. Ale inni biali i z nich też by uczynili niewolnice, służące, kucharki, może nawet robotnice rolne, gdyby nie ten tysiąc, tych niewielu mężczyzn, może pozbawionych, twoim zdaniem zasad i honoru. Może nie możemy, może nawet nie chcemy ocalić ich wszystkich. Może tysiąc tych dziewcząt, ocalałych dzięki nam, nie stanowi nawet jednego tysiąca na milion. Ale ocalamy przynajmniej ten tysiąc. 
W tym przypadku trudno o “generous read”, gdyż Faulkner celowo obstawał przy pewnych stereotypach dotyczących osób czarnoskórych i osób o mieszanym pochodzeniu rasowym. 

 Mimo wszystko, pewne elementy powieści nadal są istotne i mogą z nami rezonować także dziś. 
 Faulkner nie wystawił Południu laurki - nie, kiedy kulminacją jego książki jest bratobójstwo na tle rasowym. Henry Sutpen zabija Charlesa Bona, swojego starszego przyrodniego brata, który zamierzał ożenić się z ich młodszą siostrą. Powodem zabójstwa nie jest jednak kazirodztwo, tylko mieszane pochodzenie Charlesa - “On się z Judith ożenić nie może”. Czy wyobrażacie sobie coś równie rasistowskiego i krindżowego? Kazirodztwo? To nie problem. Czarnoskóra przodkini kilka pokoleń wcześniej? O nie! Prędzej zginiesz, niż ożenisz się z naszą siostrą. 

 “Absalomie, Absalomie...” nadal pozostaje mniej problematyczne od powieści Margaret Mitchell. Z dzisiejszej perspektywy można je interpretować jako tekst o ludziach, którym biały przywilej i kapitał kulturowy pozwalają nieustannie roztrząsać i reinterpretować przeszłość. Natomiast sama reinterpretacja przypomina, że nie ma neutralnej historii, i że za każdym razem, gdy wspominamy, przyjmujemy pewną narrację. Dlatego też u Faulknera nie ma jednej prawdy ani jednej spójnej narracji - o Thomasie Sutpenie ani o żadnej innej postaci z powieści. Sutpen to ani bohater Wojny Secesyjnej, ani “demon-człowiek-koń”, a wiele elementów jego życia pozostaje niejasnych. Tak samo jest ze wszystkim innym w tej powieści. Nie ma jednej prawdy. I nie ma też prostych odpowiedzi, gdy pytania są tak trudne. 

Źródła: 

The "Quadroon-Plaçage" Myth of Antebellum New Orleans: Anglo-American (Mis)interpretations of a French-Caribbean Phenomenon, 
Kenneth Aslakson




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...