Twierdzenie, że “dawniej” dzieciate kobiety nie pracowały, to duża manipulacja, zwłaszcza, gdy spojrzymy na historię kobiet z marginalizowanych grup.
Zauważyłam, że - szczególnie w anglojęzycznych dyskusjach - wiele osób obwinia feminizm o to, że kobiety mają trudności z godzeniem pracy opiekuńczej z pracą zarobkową. Nie neoliberalną gospodarkę, która zmusza ludzi do harówki, nie seksizm, który sprawia, że wielu tatusiów nadal ręką nie kiwnie, zwłaszcza przy niemowlaku. Nieee, to wszystko wina feminizmu. Bo dawniej matki “siedziały w domu” i „nie martwiły się o pieniądze”.
Oczywiście należałoby zacząć od tego, że praca opiekuńcza to praca, i że również te kobiety, które były i są “tylko” gospodyniami domowymi, pracują i pracowały. Haczyk kryje się w tym, że na przestrzeni wieków kobiety z dziećmi, w zależności od m. in. klasy społecznej, pochodzenia, czy koloru skóry, nie mogły często pozwolić sobie na to, żeby zajmować się jedynie domem i owymi dziećmi.
Takie argumenty są po prostu śmieszne zwłaszcza w komentarzach Amerykanów, gdyż tam w czasach niewolnictwa Czarne kobiety były darmową siłą roboczą. Traktowano je jak reproduktorki, które miały dostarczać białym panom nowych niewolników. Jeśli zajmowały się dziećmi, to na ich własne nie dawano im czasu (najczęściej zresztą je odbierano i sprzedawano), zmuszając je do opieki nad dziećmi białego państwa. Po zniesieniu niewolnictwa większość Afroamerykanek nadal nie mogła pozwolić sobie na bycie gospodyniami domowymi i pracowała zarobkowo, na Amerykańskim Południu głównie jako służące. Także powojenny American dream domku na przedmieściach ich nie dotyczył.
Tyle że amerykański komentariat pomija sobie radośnie doświadczenia mniejszości, zakładając, że sytuacja białych gospodyń z klasy średniej czy - we wcześniejszej perspektywie - żon w miarę zamożnych farmerów, była uniwersalna. A taka narracja nie przystaje do bardzo wielu regionów. Również do doświadczenia klas ludowych z Europy Wschodniej.
Myślicie, że polskie chłopki mogły się zajmować jedynie domem i dziećmi? Te ubogie, a więc większość z nich, raczej nie. Kobiety pracowały w polu, opiekowały się zwierzętami, wytwarzały produkty. Często była to po prostu konieczność. Nie uważano, że kobiety są delikatne i czułe, więc powinny się poświęcać bobaskom li i jedynie. Uważano je za tanią siłę roboczą. I taką tanią siłą roboczą, wbrew romantyzującym konserwatywnym mitom, były i nadal są również kobiety z dziećmi.
I na koniec rzucę wam takim dowodem anegdotycznym: moje babcie były gospodyniami domowymi w PRL-u, jedna na wsi, druga w mieście. Ta pierwsza nie pracowała tylko w domu, pracowała też w gospodarstwie. Obie łączy to, że i tak więcej czasu poświęcały domowi niż dzieciom, co przyznają moi rodzice. Ani z mojej strony, ani ze strony moich rodziców to nie jest oskarżenie wobec babć. To tylko taka uwaga, że jeśli w rodzinie tylko jedna osoba wykonywała regularne obowiązki domowe, siłą rzeczy nie zostawiało to jej wiele czasu na jakościowy czas z dziećmi.
O ludzie drodzy, nie sądziłam, że ktoś może używać takich naiwnych argumentów. Że dawniej to było a teraz to nie ma. A znajomość historii idzie sobie na grzyby.
OdpowiedzUsuńNiewolnictwo, wiadomo, ale i potem nie było wcale lepiej. Czarnoskóre służące mogły własne dzieci zobaczyć sobie raz na dwa tygodnie, jeśli biali państwo byli tak łaskawi. (Tu polecam książkę Dr. Patricii Dixon "We want for our sisters what we want for ourselves". W sumie o czym innym, ale rozdziały o niewolnictwie i o hipokryzji tych idealnych, amerykańskich rodzinek - wstrząsające).
A czasy rewolucji industrialnej choćby w Anglii? Kobiety i dzieci stanowiły przecież ogromną część siły roboczej. Bywało, że kobiety nie miały nawet czasu na przyrządzanie posiłków - jedzenie dawało się w specjalne miejsca do ugotowania i odbierało w drodze z pracy żeby nakarmić rodzinę.
O ile się orientuję to w Polsce też kobiety z dziećmi pracowały. Lata 50te, 60te itd to była norma. Dzieci w żłobkach i przedszkolach, matki w pracy.
Myślałam zawsze, że powyższe to wiedza powszechna. A tu jak widać nie, skoro ludziom się wydaje, że wszystko co im się nie podoba, to wymysł naszych zdeprawowanych czasów. Li i jedynie.
O ludzie drodzy, nie sądziłam, że ktoś może używać takich naiwnych argumentów. Że dawniej to było a teraz to nie ma. A znajomość historii idzie sobie na grzyby.
OdpowiedzUsuńNiewolnictwo, wiadomo, ale i potem nie było wcale lepiej. Czarnoskóre służące mogły własne dzieci zobaczyć sobie raz na dwa tygodnie, jeśli biali państwo byli tak łaskawi. (Tu polecam książkę Dr. Patricii Dixon "We want for our sisters what we want for ourselves". W sumie o czym innym, ale rozdziały o niewolnictwie i o hipokryzji tych idealnych, amerykańskich rodzinek - wstrząsające).
A czasy rewolucji industrialnej choćby w Anglii? Kobiety i dzieci stanowiły przecież ogromną część siły roboczej. Bywało, że kobiety nie miały nawet czasu na przyrządzanie posiłków - jedzenie dawało się w specjalne miejsca do ugotowania i odbierało w drodze z pracy żeby nakarmić rodzinę.
O ile się orientuję to w Polsce też kobiety z dziećmi pracowały. Lata 50te, 60te itd to była norma. Dzieci w żłobkach i przedszkolach, matki w pracy.
Myślałam zawsze, że powyższe to wiedza powszechna. A tu jak widać nie, skoro ludziom się wydaje, że wszystko co im się nie podoba, to wymysł naszych zdeprawowanych czasów. Li i jedynie.
Oj przepraszam bardzo, dwa razy mi się komentarz wkleił.
OdpowiedzUsuń