Być może znacie twierdzenie, że nazywanie osób czarnoskórych “czarnymi” jest obraźliwe. Być może wy też tak sądzicie. Pomyślałam, że dam sobie spokój z perspektywą osoby, która słowa “czarny/a” używa od lat - i postaram się napisać o wszystkim na spokojnie. Bez osądzania czyjegokolwiek toku myślowego.
Jestem sobie w stanie wyobrazić, skąd wzięło się to założenie. “Czarny” brzmi podobnie do “cz***uch”. Ale to nie jest dowód na cokolwiek. Sądzę, że zamiast zastanawiać się nad tym, z jakimi slurami kojarzy nam się ten przymiotnik, lepiej spojrzeć na niego w kontekście innych przymiotników. Czarny. Biały. Czy nazywanie białymi was obraża? Nie? Skoro przymiotnik “biały” nie jest obraźliwy, to dlaczego ma nim być przymiotnik “czarny”?
Co najważniejsze: czarnoskóre osoby z Polski od lat wskazują, że słowo “czarny” to jedno z neutralnych, w pełni akceptowalnych określeń. Czarne Polki i Polacy to słowo akceptują. Słowo, które ich dotyczy. Osoby z zewnątrz powinny to uszanować. I tyle.
Co więcej, językoznawcy i językoznawczynie zajmujący się kwestiami dyskryminacji i postkolonializmu w języku również twierdzą, że jest to neutralne słowo. I że jest to jeden z kilku sposobów, aby o osobach czarnoskórych mówić neutralnie. Inne przymiotniki to między innymi właśnie “czarnoskóry/a”, “ciemnoskóry/a”. A wiele osób sądzi, że najlepiej nie podkreślać czyjegoś koloru skóry, kiedy nie jest on istotny.
Zalecenia, aby o danej osobie mówić raczej po “narodowości”, a nie odnosząc się do jej koloru skóry, nie są uniwersalne dla każdego języka. W języku angielskim “Black” to tożsamość - i dlatego tak często pisze się to słowo z dużej litery (co można robić i po polsku). Używa się go też powszechniej niż np. określenia “African-American”.
Źródła:
Margaret Ohia-Nowak, “Słowo «M*rzyn» jako perlokucyjny akt mowy”
“Przegląd humanistyczny” nr 5 (446)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz