Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Rasizm w fantastyce

 W tym poście piszę głównie o literaturze i grach fantasy, ale pojawią się też przykłady zwiazane z science fiction. Będę poruszać wiele kwestii - od reprezentacji osób koloru we fantasy po dzielenie postaci de facto na... gatunki. Sprawdzę też, czy różne rasizmy fantastyki nie mają korzeni w, no cóż, różnych założeniach.

Jeśli w historii fantasy niebiałe postaci tak często nie otrzymywały reprezentacji, tylko były pomijane albo opisywane stereotypowo, to można ten trend prześledzić do początków tzw. heroic fantasy i twórczości Roberta E. Howarda. W swoich opowiadaniach o Conanie Barbarzyńcy Howard ukazywał quasi-Azjatów jako podstępnych, quasi-Afrykanów jako prymitywnych i leniwych, a quasi-Rdzennych Amerykanów jako groźnych i okrutnych. Pisał to, czego nauczyła go kultura, w której się wychował. Niestety, jego założenia przejęło, mniej lub bardziej świadomie, wielu innych twórców w gatunku.

Z kolei dzielenie postaci na - w gruncie rzeczy - odrębne “gatunki” to w pierwszej kolejności dziedzictwo Tolkiena i jego Śródziemia. Pisarz przypisywał inne cechy wyglądu i charakteru, inną długość życia elfom, ludziom, krasnoludom, hobbitom, orkom etc. Przy czym orkowie, bez względu na tragizm ich sytuacji, w jego twórczości byli konsekwentnie przedstawiani jako potwory.

Takie postrzeganie fikcyjnych “ras” przeniknęło później do niezliczonych gier, ale ja chciałabym wam pokazać, że niektóre serie książkowe łączyły często oba rasizmy - wobec ludzi, howardowski, i gatunkowy, tolkienowski. Czasem robiły to nawet autorki kojarzone z feminizmem drugiej fali, takie jak Marion Zimmer Bradley. W jej serii o planecie Darkover symbolem arystokratycznego pochodzenia są rude włosy, a sama planeta została skolonizowana przez ludzi celtyckiego i hiszpańskiego (ale już nie latynoskiego) pochodzenia. Rdzenni mieszkańcy zazwyczaj są przedstawiani jako groźni, nieludzcy i prymitywni, no chyba że mówimy o długowiecznej “rasie” chieri, która dziwnym trafem jest wyjątkowo... Blada. 

Oczywiście nie każda seria fantasy powielała i powiela rasistowskie stereotypy, a wielu twórców z czasem zaczęło się tych stereotypów oduczać. Ursula Le Guin czy Robin Hobb od początku pisały o postaciach z różnymi kolorami skóry, a Mercedes Lackey w swoim cyklu “Valdemar” przedstawia tzw. Sokolich Braci, wzorowanych na Rdzennych mieszkańcach Ameryki Północnej, jako jedną z równorzędnych kultur. Co najważniejsze, pojawiło się wiele autorów i autorek piszących ze swojej perspektywy - afroamerykańskiej, latynoskiej, perspektywy chińskiej diaspory. Twórczość N. K. Jemisin, Rebekki F. Kuang czy Silvii Moreno-Garcíi została dostrzeżona i nagrodzona. Coś się zmienia. I dobrze.

Źródła:

Wideoeseje:

Mistycyzm Popkulturowy, “To straszne słowo na R|Gdy twój ulubiony autor jest problematyczny”

https://www.publicmedievalist.com/race-fantasy-genre/

https://www.publicmedievalist.com/tolkien-fans-black-people/

2 komentarze:

  1. Jest taka stareńka seria fantasy autorstwa Andre Norton (lata 50. XX wieku bodajże) "Solar Queen". Znasz? Tam załoga tytułowego statku jest dosyć diverse, w szczególności trójka głównych bohaterów. I to nasuwa refleksję, że akurat science-fiction jest bardziej tolerancyjnym gatunkiem niż fantasy. Wystarczy spojrzec choćby na dowolna serię Star Trek, zwłaszcza na dwie pierwsze. I to jest budujące, że autorzy science fiction potrafia widziec przyszłość ludzkości jako pozbawioną rasizmu koegzystencję.

    Poza tym chcę wykorzystac okazję żeby napisać, że choć rzadko komentuję, to śledzę bloga prawie regularnie, w kazdym razie czytając wszystkie wpisy, które mnie interesują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz: bardzo dziękuję za to, że nadal śledzisz mój blog. Dwa: Z Andre Norton znam trochę Świat Czarownic, i tam zaskoczyło mnie, że niektóre postaci były ciemnoskóre, i po prostu były, zamiast podlegać stereotypizacji. To na pewno było pozytywne. No i jeszcze niedawno czytałam starą powieść post-apo o pandemii, z lat czterdziestych. Tytuł to "Ziemia trwa", a główny bohater wiąże się z Afroamerykanką, i generalnie w narracji jest to pokazane jako coś zupełnie ok, że ich dzieci w prawie wyludnionym świecie będą mieszane itd. Więc tak, czasami można trafić na miłe zaskoczenia. Tak samo mam w planach przeczytanie "Upiora w operze", bo słyszałam, że postać Persa/Irańczyka została tam napisana (jak na epokę) bez uprzedzeń.

      Usuń

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...