Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

czwartek, 15 grudnia 2022

Off-topic: Seksizm w fantasy i paradoks Robin Hobb

 Na pewno znacie pewne punkty dyskursu o seksizmie w literaturze fantasy. Od krytyki “Zmierzchu” za promowanie przemocowych relacji i purytańskiej kultury czystości po dostrzeżenie, że w “Pieśni Lodu i Ognia” przemoc wobec kobiet to swoisty fetysz. Mamy też podwójne standardy w “Darach anioła”, gdzie Jace uprawiał s*ks z wieloma kobietami, ale jego obecna dziewczyna, Clare, oczywiście nie miała jeszcze chłopaka. I o ile zgadzam się z wieloma aspektami tej krytyki, to chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię.

Niestety, czasami spotkacie się z tym, że zawoalowany seksizm promują książki dobrze napisane, z wiarygodnymi postaciami i wciągającym światem przedstawionym. Spotkacie się także z tym, że ta sama autorka może powielać seksistowskie stereotypy w jednej serii, a w innej krytykować kulturę gw*łtu, sztywne role płciowe i homofobię. Czasami sama zastanawiam się, jak to możliwe, a opiszę to wam na przykładzie powieści Robin Hobb. 

Dość specyficzne opinie przewijają się przez dziewięć tomów cyklu tej autorki o skrytobójcy Bastardzie z Królestwa Sześciu Księstw. Bastard, nieślubny syn księcia, został wychowany przez stajennego Brusa, który przekazuje chłopcu, że doczekanie się nieślubnego dziecka to “hańba”. Dlatego zresztą ojciec Bastarda musiał opuścić dwór - z powodu skandalu. Nie brzmi jak historia z uniwersum, w którym panują podwójne standardy wobec mężczyzn i kobiet, prawda? Tylko że, niestety, równość płci polega w Sześciu Księstwach na równorzędnym ostracyzmie, a nie na wyzwoleniu się od tego ostracyzmu. Przy czym narrator, Bastard, nieraz zapewnia nas, że w jego kraju kobiety nie są dyskryminowane - mogą być żołnierkami czy przedsiębiorczyniami, a majątek dziedziczy najstarsze dziecko. Tym bardziej dziwią typowo mizoginiczne opinie wyrażane przez wiele postaci na przestrzeni kilku tomów - takie, że gw*łt to hańba tylko dla wdowy albo dziewicy, a za bezpłodność w związku odpowiada kobieta.

I nie chodzi o to, że w literaturze nie powinno być miejsca na postaci wyrażające szkodliwe poglądy (bo tacy ludzie też istnieją, zapewne w fikcyjnych światach również, a ofiary przemocy też mogą sobie pewne rzeczy internalizować), tylko o to, że przez ten cykl powieściowy przewija się przekonanie, że Sześć Księstw to takie ulepszone średniowiecze w wersji light - król jest dobry, tylko jego najmłodszy syn zły, a kobiety mają dobrze, bo mogą dziedziczyć i pracować tam, gdzie chcą, no nie? Ulepszone średniowiecze, a zatem swoiste przeciwieństwo Westeros Martina, który nigdy zresztą nie kreował swojego świata na swojską krainę "do lubienia". 

A potem Hobb napisała cykle osadzone w tym samym uniwersum, ale w innych jego regionach: “Kupcy i ich żywostatki” oraz “Rain Wild Chronicles”. I nagle okazało się, że da się krytykować seksizm, że winny gw*łtu jest zawsze gw*łciciel, że gw*łt małżeński to gw*łt, że jeśli mąż cię nie kocha, to zostań z kochankiem, a bycie osobą queerową jest okej. Czytając o tych wątkach społecznych w tych dwóch cyklach byłam więcej niż pozytywnie zaskoczona.

Absolutnie nie zniechęcam was do czytania Robin Hobb. Nie twierdzę też, że ma ona problem z tworzeniem postaci kobiecych jako takich. Jednak w jej najsłynniejszej sekwencji powieści nie wszystko zestarzało się dobrze, a większą wrażliwością i zniuansowaniem w kwestii seksizmu wykazała się w swoich odrobinę mniej znanych cyklach powieściowych. Czy to kwestia zmiany perspektywy i narracji? Być może. Niemniej, jeśli interesuje was fantasy, nadal zachęcam was do zapoznania się z jej twórczością. Ja sama czuję się nie tyle oburzona, co zwyczajnie zasmucona tym, że pomiędzy jej powieściami jest taki "rozstrzał". Zasmucona, ponieważ w wielu seriach fantasy seksizm jest o wiele bardziej normalizowany niż u tej pisarki, ale jednocześnie w tych samych seriach żadna postać nie wyraża szkodliwych opinii związanych tak wyraźnie z podwójnymi standardami i kulturą gw*łtu. Tak, myślę o "Kole czasu" i jego podejściu to relacji genderowych spod znaku wojny płci i "twojej starej". Ale to już materiał na inną off-topową refleksję...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...