Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Nie ma jednego "realizmu" w popkulturze.

 Niezliczone teksty kultury krytykowano i krytykuje się za brak “realizmu”. Dla niektórych osób realizm to wiarygodne emocje i dialogi postaci. Może też chodzić o kostiumy i zachowania pasujące do settingu filmu czy serialu. Dla innych - fikcyjne istoty mityczne (jak elfy i syreny), które ponoć powinny być tylko białe. Dla jeszcze innych osób przejawem realizmu jest eksploatowanie przemocy.

I o ile sama rozumiem pragnienie realistycznych emocji i dialogów w tekstach kultury, to myślę, że nie każde pragnienie realizmu jest pragnieniem realizmu. Czasami to projekcja lęków i fantazji. A czasami... No cóż, porozmawiajmy o tym, co wbrew pozorom realizmem nie jest.

Eksploatowanie przemocy i brutalności w “Grze o tron” i jej materiale źródłowym, “Pieśni Lodu i Ognia”, to nie realizm, tylko określona konwencja przyjęta przez autorów. Nie jest lepsza ani gorsza od konwencji charakterystycznej dla twórczości Dickensa czy serialu “Bridgerton”. Ale, jak każda konwencja, może być krytykowana. Bo ukazywanie świata przedstawionego na zasadzie “lajf is brutal and full of zasadzkas” nie jest synonimem realizmu.

A jeśli już przy przemocy jesteśmy, to nie, nie usprawiedliwiajmy jej realizmem. Jamie Fraser w “Outlanderze” bijący żonę pasem nie jest realistycznym mężczyzną z osiemnastego wieku. Nigdy nie miał być realistycznym mężczyzną z osiemnastego wieku. Miał być wyjątkowym jak na swoje czasy seksownym amantem - taka jest konwencja książek Diany Gabaldon i serialu. A przemocowy amant to powinien być oksymoron. Tyle.

Mylne jest też założenie, że jeśli w świecie przedstawionym tekstu kultury zmieniono jakiś ważny element, to reszta też jest “nierealistyczna”. Nie, "Anna Boleyn” nie jest gorsza od np. “Hiszpańskiej księżniczki” jeśli chodzi o oddanie epoki tylko dlatego, że w tym pierwszym serialu kolor skóry jest do pewnego stopnia umowny. Tak samo nie łudźmy się, że “brutalne” teksty kultury są bardziej realistyczne. W cyklu powieściowym Elżbiety Cherezińskiej “Odrodzone Królestwo” jest wymagana ilość krwi i flaków, żadnej postaci historycznej nie zmieniono też koloru skóry. Ale jest też wilkołaczyca, która zabiła pierwszą żonę króla Przemysła, a Wacław II zostaje zabity przez magiczne lwy. Dodajmy do tego księcia Henryka IV Probusa rozmawiającego z Szatanem oraz biskupa Jakuba Świnkę, który okazuje się potomkiem Chrobrego... Wybaczcie, ale jeśli chodzi o teorie spiskowe, to chyba wolę już “Bridgertonów” i hipotezę “co by było, gdyby królowa Charlotte nie była biała”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...