Tutaj znajdziecie antyrasizm, antyklasizm, historię osób koloru i pozaeuropejskich cywilizacji oraz postkolonialne spojrzenie na (pop)kulturę.

wtorek, 16 stycznia 2024

Co źle się zestarzało w pierwszym serialu "Star Trek"?

 Ta kwestia zasługuje na długi artykuł, a może nawet i książkę. Nie dlatego, by oryginalny "Star Trek" był czystym złem, a jego oglądanie niemoralnym aktem, tylko dlatego, że wkrótce będzie to serial sprzed sześćdziesięciu lat (powstawał w latach 1966-1969). Przez tyle dekad wiele się zmieniło, a i twórcy franczyzy byli tego świadomi, z czasem zmieniając podejście do wybranych kosmicznych ras i ról danych grup społecznych. To skomplikowana kwestia, toteż rzeczy, które poniżej wypunktowałam, to tylko zarys pewnych problemów. Problemów w serialu, który, dodam, szczerze polubiłam, i który przekonał mnie do dalszego oglądania "Następnego pokolenia" i umieszczenia filmów i następnych seriali z uniwersum na mojej liście widzowskiej. 

 1. Powierzchowna inkluzywność

 Rzeczywiście, oryginalny „Star Trek” był jednym z pierwszych seriali, w którym osoby PoC miały regularne role - Afroamerykanka Nichelle Nichols jako Uhura i Amerykanin japońskiego pochodzenia, George Takei, jako Sulu. Były to jednak role drugoplanowe, a inne postaci PoC pojawiały się epizodycznie. Były też chwile, kiedy serial przełamywał stereotypy - np. obsadzając Czarnego aktora w roli archetypicznego genialnego naukowca (The Ultimate Computer), albo wprowadzając pierwszą scenę pocałunku pomiędzy czarną i białą osobą (Plato's Stepchildren).

 2. Brownface i inne

 Klingonów - wojowniczych i bezwzględnych prawie-zawsze antagonistów - zazwyczaj grali biali aktorzy w tzw. brownface - to znaczy z przyciemnioną skórą, która miała wzbudzać ogólne skojarzenia z osobami PoC, a nie, jak blackface, tylko z Czarnymi. Biali grający postaci i grupy kodowane jako PoC pojawiali się też w innych odcinkach, niekoniecznie związanych z Klingonami. Oczywiście w latach sześćdziesiątych były to częste praktyki, ale skoro chwalimy „Star Trek” za progresywną wizję Ziemi bez wojen i głodu, z ludźmi o różnych kolorach skóry pracujących równorzędnie na statku kosmicznym, to należy też zauważyć, że niestety w wielu aspektach serial był typowym dzieckiem swoich czasów. 

3. Role płciowe

 W tym aspekcie też wiele się zmieniło - i dobrze - i to w sumie już na etapie „Następnego pokolenia”. W pierwszym serialu z franczyzy kobiety nie mogą być kapitankami statków, a jak chcą, to pewnie jakieś sfrustrowane baby (niestety takie przesłanie pozostawia ostatni odcinek serialu). Noszą też króciutkie spódniczki i obcisłe rajstopy. Może i są oficerkami, dyplomatkami, czy naukowczyniami, ale inaczej niż chociażby w „Następnym pokoleniu”, nie dostają odcinków o „sobie”. Postrzegane są głównie jako tzw. love interests - przede wszystkim dla kapitana Kirka, który prezentuje typowy, tradycyjny wzorzec męskości. Umie się bić, szybko podejmuje decyzje, a jego najlepsi przyjaciele, Spock i doktor McCoy, to inni mężczyźni. 

...

 Piszę o tym wszystkim nie po to, żeby oczerniać serial tak istotny dla historii science fiction, tylko po to, żeby ocenić go uczciwie. Warto się przyglądać, skąd brały się stereotypowe role i wątki - i jak powszechne było to w „przygodowych” produkcjach, niezależnie od settingu. Nie oznacza to, że w pierwszym „Star Treku” nie ma momentów, które wychodzą poza swoje czasy - i takie można w nim znaleźć. Nie chcę też tutaj czynić porównań z innymi seriami science fiction. I co ważne, „Star Trek” jako całość, jako cykl, uczył i uczy się na swoich błędach. Na przestrzeni lat w filmach i serialach zmieniło się podejście do wcześniej „wrogich” ras kosmitów, do roli kobiet i osób queerowych. Trzeba było na to lat, ale w ostatecznym rozrachunku to uniwersum dorosło do narracji o bardziej równej przyszłości pełnej nadziei.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecanki wewnątrzblogowe

Skoro już tu jesteście...

... To zapraszam was do wypełnienia kilku ankiet. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie w stanie rozpoznać postaci historycznych, których...