Spotykacie się czasami z komentarzami, że kobiety narzekają na patriarchat, a przecież bez niego nic by nie miały? Że wszystkie Prawdziwe Cywilizacje były patriarchalne, a jeśli nie były, to nie przetrwały długo? No cóż, takie twierdzenia są oparte nie tylko na seksizmie i mizoginii, ale też na europocentryzmie, i to takim wręcz zachodnioeuropejskim. Według tej logiki rozwój to hierarchia i przemoc, a kultury uznawane za cywilizacje muszą spełniać pewne bardzo wąskie kryteria (jak powstanie pisma, oficjalna państwowość, rolnictwo agrarne, a nie oparte np. na ogrodnictwie).
Zacznijmy od tego, że istniały rozwinięte kultury, jak np. kultura minojska, które nie były patriarchalne. W wielu cywilizacjach pozycja kobiet zmieniała się też przez wieki. Dzisiaj inaczej patrzymy na rolę kobiet w Starożytnej Mezopotamii. Dzisiaj wiemy też np., że ok. drugiego wieku naszej ery w sudańskim królestwie Meroe władza przeszła w ręce królowych kandake. Wiemy też, że w kontynentalnej Europie były cywilizacje i kultury, jak Etruskowie czy Baskowie, wśród których kobiety miały wysoką pozycję społeczną. No i? No i radziły sobie całkiem dobrze. Nie należy też zapominać o Ameryce Północnej, gdzie wiele Rdzennych grup etnicznych w żadnym razie nie żyło w patriarchacie, a jednak uprawiało rolę i tworzyło federacje plemienne... Co nie wpisywało się w wąskie, europejskie rozumienie cywilizacji, ale to osobny temat.
Trudno nie odnieść wrażenia, że te twierdzenia sprowadzają się do jednego. Cis mężczyźni są statystycznie silniejsi fizycznie, więc lepsi. Jak zwykle zostajemy z mityczną lodówką na czwartym piętrze, przy okazji zapominając, że kobiety od wieków zajmowały się różnymi zadaniami. Jeśli bycie kapłanką, uzdrowicielką czy handlarką nie jest budowaniem cywilizacji, to co nim jest? Jeśli kobiety nie wynalazłyby m.in. WI-FI, przenośnej lodówki, zmywarki czy centralnego ogrzewania, to gdzie byśmy teraz były? Na pewno miałybyśmy mniej “cywilizowania”, o którym tak lubią się rozpisywać rozmaici seksiści.